Witold Telus pisze:@edzia: takie "chwyty" stosuję od lat. Co do "przechowalni" to nie mam takiego problemu, bo pracuję w LO z gatunku "elitarnych" (zdawalność matur 100%, najwyższe średnie wyniki w powiecie; 10 miejsce w województwie).
I też macie problemy z frekwencją?
A ja myślałam, że do takiego elitarnego LO to młodzież "na skrzydłach leci"
Witold Telus pisze:Stawianie jedynek za nieobecność odpada.
Dlatego ja jedynek za nieobecność nie stawiam - stawiam w dzienniku literę N, która oznacza nieobecność, a uczeń musi przynieść usprawiedliwienie i dany sprawdzian zaliczyć. W przeciwnym razie z takiego sprawdzianu otrzymuje 0 punktów.
Przecież to logiczne - nie pisał nie ma podstaw, żeby mu postawić inną ilość punktów, bo przecież:
Witold Telus pisze:Ergo - nie można ocenić nieobecnego.
Jeśli nie zaliczy sprawdzianu w terminie wyznaczonym przeze mnie - zaznaczam - zawsze po lekcjach (teraz mam znacznie ulatwioną sytuację - robię to w ramach "karcianej"), to mu to 0 znacznie obniża sumę punktów, którą musi uzyskać, aby otrzymać pozytywną ocenę na koniec semestru ( 40% max. liczby punktów możliwych do zdobycia)
Za napisany nawet na jedynkę sprawdzian uczeń ma dwa punkty - więc jest to metoda "kija i marchewki". Bardziej "opłaca" się na sprawdzianie być i go potem ewentualnie poprawić, niż zwiewać z lekcji.
Witold Telus pisze:Osobiście stosuję inny trik. Jeśli jestem
absolutnie pewien, że delikwent w szkole jest (a wiem, jak to sprawdzić

- mam fajne układy z pracownikami obsługi) to nie wpisuję mu do dziennika nieobecności na sprawdzianie. W czasie oddawania wyników oddaję mu pusty blankiet sprawdzianu z jedynką za 0 pkt z informacją, że zapomniał podpisać, więc wpisałem jego imię i nazwisko sam. Bo przecież był na sprawdzianie, prawda?
Osobiście nie bardzo przemawia do mnie ten sposób - niby uczeń był, a jednak go nie było?
Moim zdaniem to niepedagogiczne "krętactwo".
Poza tym nie każdy ma w szkole takie układy z obsługą - zakładając, że taka obsługa w ogóle w szkole funkcjonuje.
U mnie raczej, jeśli już uczniowie "zwiewają", to na pewno nie siedzą w szkole - za mała jest i byliby zbyt widoczni.
Witold Telus pisze:Jeśli uciekł i nie ma go w szkole to stosuję zapis z naszego statutu. "Jeśli nieobecność ucznia na sprawdzianie jest uznana za nieusprawiedliwioną to uczeń taki ma obowiązek przystąpić do sprawdzianu niezwłocznie na polecenie nauczyciela." Sprawdzian był - dajmy na to - 16 października, a ja wydaję polecenie - np. 13 marca. Do tego czasu delikwent "nie zna dnia ani godziny". Nie ma bata - pała murowana.
A ten zapis ciekawy, ale trąci trochę "złośliwością" i "pastwieniem się" nad biednym uczniem.
Czy taki był zamysł - zemsta?
Po niezwykle wręcz praworządnym Witoldzie bym się takich metod nie spodziewała
Na marginesie - skutecznie rozwiązany jest, moim zdaniem, ten problem w naszej partnerskiej szkole Niemczech.
Tam nieobecność na sprawdzianie skutkuje koniecznością zaliczenia go w wyznaczoną przez dyrekcję sobotę - trzy różne terminy w semestrze dla wszystkich uczniów mających jakieś zaległości w tym względzie.
Honorowane są tylko zwolnienia lekarskie, a problem tzw. "lewych zwolnień" tam w ogóle nie istnieje. Efekt prawie 100% frekwencja
Tylko, czy u nas w ogóle możliwe takie rozwiązanie?
Kto z nauczycieli by przyszedł w sobotę do szkoły, żeby pilnować uczniów na sprawdzianie?
