Przemysław, ja również nie znam nauczyciela, który grzebałby w komórce ucznia. I coś Ci powiem - nauczyciele zabierają komórki uczniom, gdy ci korzystają z nich w czasie lekcji. I co? Ano nic. Mają do tego pełne prawo, tak zostało ustanowione w statucie szkoły. Dalej - komórkę może odebrać tylko rodzic lub inna osoba dorosła - opiekun prawny - u dyrektora. Pewnie czujesz się oburzony, toż to pogwałcenie praw ucznia, odebranie mu jego własności!

Na pocieszenie Ci napiszę, że uczeń z komórki musi wyjąć kartę pamięci. Z telefonu komórkowego nie wolno korzystać podczas przerw na korytarzu ani podczas zajęć. W wypadku, gdy uczniowi jest potrzebne skorzystanie z telefonu w jakimś nagłym wypadku - jest sekretariat, telefon. Telefonów nie wolno nosić u nas do szkoły, wynika to z faktu, że nie wolno z niego korzystać. A że uczniowie noszą, piszą na lekcji SMS-y... to się nie dziw, że telefony są zabierane. Jeszcze raz powtórzę, żebyś dobrze zrozumiał - nie znam nauczyciela, który by zaglądał uczniowi do zawartości telefonu komórkowego.
I rzeczywiście - może by tak wyskoczyć z kampanią przeciwko sprawdzaniu zeszytów? Wiele dziewcząt z mojej klasy ma na końcu zeszytu jakieś wyznania miłosne itp., więc? Daj sobie spokój... moim zdaniem ta kampania jest pozbawiona sensu. Tajemnica korespondencji - jasne. Tylko mi powiedz, jaką korespondencję prywatną winiem mieć uczeń w szkole

, bo mi się wydaje, że podręczniki, ćwiczenia i zeszyty, a nie telefony komórkowe, pamiętniki i ogólnie elektronikę (odtwarzacze mp3, mp4, już nie mówiąc o gameboy'u....

). Podsumowując - nie widzę problemu, który opisujesz, więc mogę Ci napisać jeszcze tylko to - nie wyważaj otwartych drzwi!
A zresztą, co ja będę więcej pisać... moi poprzednicy już napisali, co i ja bym napisała, gdybym wcześniej była.
...