
Jak zagroził, tak zrobił. Wylał koleżankę ze studiów, a do Sądu Rodzinnego wysłał pismo ze stosowną informacją. Sam, bez niczyjego wniosku.
Kiedy zostałem nauczycielem miałem przyjemność pracować w pewnej szkole dla dorosłych. W takiej szkole pojawiali się głównie panowie nieskłonni do służby wojskowej. Niestety również nieskłonni do nauki. Pod koniec I semestru podjęto decyzję o wykreśleniu ich z listy słuchaczy i wysłaniu informacji do WKU. Bez niczyjego wniosku.
Tyle w kwestii owej "ochrony" rzekomych danych osobowych.
Poza tym źle rozumiesz podkreśloną część Ustawy. Rozumując Twoim sposobem należałoby pod dane osobowe podciągnąć np. numer buta, wiek, wzrost, ulubione potrawy, ulubiony kolor i tysiące....tysięcy...milionów innych "wszelkich danych". Podanie do publicznej wiadomości zatem, że mój sąsiad ma psa mogłoby skutkować procesem o ujawnienie danych osobowych. No bo jak wszelkie dane to wszelkie.
Czy istnieje gdzieś poza Twoją głową wiarygodne orzecznictwo lub choćby precedens sądowy w sprawie uznania informacji szkolnych za dane osobowe?
Czy w tej sprawie wypowiadały się jakieś osoby o niekwestionowanym autorytecie prawniczym lub osoby kompetentne do takich analiz z uwagi na zajmowane stanowisko?
Przekopałem internet jak umiałem, ale - proszę Pana - ani słowa na ten temat.