Byłoby dobrze, gdyby to, o czym mówicie, nie prowadziło w naturalny sposób do nadużyć.
Byłbym skłonny uznać Wasz punkt widzenia pod warunkiem, że powstałyby procedury chroniące uczniów przed nadużyciami, których mógłby dopuścić się nauczyciel podczas takiego przeszukania. Przyrównujecie Waszą rolę do roli służb mundurowych, takich jak Policja, czy Straż Graniczna. Musicie jednak wziąć pod uwagę, że szerokie uprawnienia tych organów wiążą się również z normalną dla praworządnych państw wzmożoną czujnością wobec osób pełniących te funkcje - mowa tu nie tylko o odpowiednich procedurach przeszukani i absolutnie nienaruszalnych prawach przeszukiwanego, ale także o ścisłej selekcji pracowników takich służb na etapie rekrutacji i później.
Jeżeli miałbym okazywać nauczycielowi zawartość mojego plecaka na okoliczność udowodnienia, że nie jestem wielbłądem, czyli tutaj bandziorem-dilerem, chciałbym mieć pewność, że nauczyciel nic mi nie zniszczy, nie ukradnie, ani nie podrzuci bez poniesienia tego konsekwencji. I proszę - nie wmawiajcie mi, że u władzy (a w roli władzy występuje w tym momencie nauczyciel) nigdy nie zdarzają się nadużycia, przekroczenia uprawnień, a w skrajnych przypadkach - zwykłe przestępstwa.

Wszyscy etu wiemy, że byłaby to utopia. Takiej weryfikacji, wstępnej i bieżącej, właśnie ze względu na swoje uprawnienia podlegają wszyscy przedstawiciele uprawnionych służb.
Sporo teorii i sloganów, jak to u mnie. Więc może przejdę do obrazowych przykładów: jeżeli nauczyciel chce na osobności obejrzeć sobie, co trzymam w plecaku - pozwolę mu na to. Oczekuję tylko, że stanie się to przy wybranych przeze mnie wiarygodnych świadkach, będę miał dowolność w audiowizualnym rejestrowaniu poczynań nauczyciela (choć i tak ta dowolność na co dzień istnieje - przynajmniej w teorii), jeżeli nauczycielowi wyda się coś podejrzane i chciałby to zatrzymać - zrobi to po sporządzeniu pisemnego oświadczenia na ten temat.
Dopóki jednak nie ma żadnych uregulowań, żadnej kontroli nad nauczycielami, ani nawet procedur, dopóki kultura prawna w narodzie, a więc i wśród nauczycieli stoi na poziomie średniowiecznym, nie będzie ani społecznego, ani tym bardziej mojego przyzwolenia na to, by dokonywał takich czynności ktoś, komu prawo nie pozwala na to wprost. I takie przypadki traktowane będą przeze mnie jako zwykła napaść.
Chcecie to zmienić? Macie moje poparcie. Osobiście podpiszę się pod obywatelskim projektem ustawy w tej sprawie, kiedy tylko taki zainicjujecie.

Nie można dopuszczać do sytuacji, by o zawieszeniu podstawowych praw i wolności człowieka decydowały przepisy mgliste, niejasne, i dyskusyjne i by zawieszenia tego dokonywali ludzie, nad którymi nie ma równie bezpośredniej i ścisłej kontroli. Szerokie uprawnienia to także szeroka odpowiedzialność - sami powtarzacie to w kółko, gdy tylko uczniowie żądają zbyt dużej niezalezności!
Lecimy dalej.
Mówicie o powszechności praktyki przeszukań i o tym, że jej sprzeciwianie się nie przystaje do realiów współczesnego świata.
Toleruję ten pogląd. Ale przykłady i analogie podaliście kompletnie chybione.
"Bramkarz na dyskotece", o którym pisze Witold Telus. Otóż
nie muszę poddawać się przeszukaniu przez bramkarza na stadionie, bądź w dyskotece. Jeżeli nie chcę, by tępy osiłek dotykał swoimi tłustymi łapskami moich rzeczy -
nie przychodzę na mecze.
Policjant na poboczu - to, jak mówiłem, służba, która rządzi się pewnymi zasadami istniejącymi w każdym praworządnym państwie - szerokie uprawnienia i szeroka odpowiedzialność. A strażnik na lotnisku - to również służba taka, jak i policjant.
Nie jesteście ani policjantami, ani strażnikami na lotnisku a przykład ochroniarza na meczu, czy bramkarza w dyskotece nijak nie przystaje do tej dyskusji, bo na mecze, czy na dyskoteki, mogę chodzić, albo nie chodzić, jeżeli mi one nie odpowiadają. Do szkoły nie chodzić się nie da - jest to nasz obowiązek.
Nie mam nic przeciwko Służbom ingerującym w naszą prywatność dla naszego wspólnego bezpieczeństwa. Mało tego - popieram działania tych Służb! Również, tak jak Ty, Witold Telus, współpracuję i ułatwiam pełnienie przedstawicielom tych służb -
wyszkolonym i kontrolowanym w zakresie używania swych uprawnień - ich obowiązków!
Kłopot w tym, że nauczyciel nie jest służbą. Nie tego rodzaju służbą. Nie będzie nią, dopóki nie zostanie to jakoś usankcjonowane i zorganizowane. Dlatego w chwili obecnej nauczyciel musi się liczyć z brakiem społecznego przyzwolenia na te działania, a także nawet z bezpośrednim, czynnym oporem w sytuacji, gdy uczeń poczuje się ze strony nauczyciela
zagrożony (tak, tak! Nikt nie robi Wam - pamiętajcie - na złość korzystając ze swoich praw! To brak zaufania i poczucie zagrożenia!).
Pamiętajcie, że "wielki prawnik" może być za Wami. A drugi "wielki prawnik", będący sędzią sądy apelacyjnego - już nie koniecznie musi uważać, że dobrze zrobiliście, wchodząc w kompetencje, których obecnie nie macie.
********
Nauczyciel musi być elastyczny, ma więc prawo zmieniać ustalane przez siebie zasady w uzasadnionych przypadkach.
Nie mogę się z tym zgodzić do końca - nie w sytuacji, gdy zdanie to jest tak sformułowane. Ale!
Pamiętamy, że nie można zmienić zasad gry w czasie jej trwania. To takie porzekadło. Chodzi o to, że należy ponosić odpowiedzialność za swoje słowa, zwłaszcza będąc dla innych z definicji wzorem moralnym i autorytetem. Inaczej bylibyście po prostu pełnowymiarowymi hipokrytami pokazując, że po prostu sami nie trzymacie się ustalonych przez Was zasad.
Oczywiście zmiana jakichś ustalonych wcześniej zasad nastąpić zawsze może, i nie ma w tym nic znajdującego się poza naszą moralnością. Ale o tej zmianie zainteresowany
nie może się dowiedzieć w sytuacji, gdy już POSTĄPIŁ w zgodzie z zasadami wcześniejszymi.

Przykład? Zgodnie z planem lekcji miałeś zajęcia z klasami: 1. 5B; 2. 6G; 3. okienko; 4. 9A. Okazało się, że na trzeciej lekcji miałeś przydzielone zastępstwo z klasą 11Y! Tylko, że to zastępstwo zostało ci przydzielone już po fakcie, wtedy, kiedy w najlepsze trwała czwarta godzina lekcyjna.

Pan Dyrektor jest elastyczny, uznał to za nowe zasady i z tego powodu właśnie straciłeś premię.

O zmianach w planie lekcji mówi się
przed tym, kiedy te zmiany nastąpią - tak?
Tak samo uczeń. Jeżeli nie zostało stwierdzone, że
poprawić można każdy sprawdzian za wyjątkiem tego, z którego jedynka wpisana jest przez nieusprawiedliwioną nieobecność, a po prostu, że
poprawiać sprawdziany może KAŻDY zaraz po tym, jak ujawniono z tego sprawdzianu oceny - nauczyciel musi powiedzieć sobie "trudno", dopuścić ucznia do poprawy ten jeden raz, a POTEM natychmiast zmienić zasady.
Źle odczytujesz moje intencje. Nie strach i obawa, lecz świadomość, że podejrzenia trzeba potwierdzić, żeby nie ganiać "służb" nadaremno, bo zbyt drogo one nas kosztują, by ich czas marnotrawić.
Po to one są, by dla nas pracować.
Najwięcej kosztują nas politycy. Trzeba raz, a dobrze przycisnąć ich do tego, by zmienili na lepsze nasz kraj - nie tylko swoje auta.

Szanuj ucznia swego, możesz nie mieć żadnego...