Jestem w 2 klasie gimnazjum. W zeszłym roku, gdy tu przychodziłam, chciałam uczyć się j. niemieckiego. Mimo tego jednak, że miałam wzorowe zachowanie i świadectwo z wyróżnieniem, zapisano mnie do klasy z językiem rosyjskim. W tej klasie nie było nikogo z moich znajomych. Postanowiłam więc poprosić o przeniesienie do klasy z językiem niemieckim, gdzie byli moi koledzy. Dyrekcja ponownie nie posłuchała mojej prośby. Przeniosła mnie do klasy z j, niemieckim, ale takiej, w której nikogo nie znałam. Rozpoczął się rok szklony. Polubiłam nową klasę. Wychowawczyni też wydawała się miła. Po miesiącu, gdy zaczęły się problemy wychowawcze z niektórymi uczniami wszystko się zmieniło. Od tamtej pory pani na każdej lekcji wydziera się na nas wszystkich. Nie wszyscy jednak wiemy, co się takiego stało. Dowiadujemy się potem od innych klas, o co jej chodziło. Myślę, że bardzo dobrze, że nas upomina, ale są jakieś granice. Jest kilka osób, które się bardzo starają, uczą się, angażują. Ale co z tego, dy przychodzimy na j. polski czy wychowawczą, gdzie zaraz jesteśmy ganieni. Gdy pani zadaje pytanie, to boję się zgłosić. Boję się, że zostanę wyśmiana, gdy powiem coś źle. Wielokrotnie była taka sytuacja, że zgłosiłam się do odpowiedzi, zaczęłam mówić, jeszcze nie skończyłam, a pani już mi przerywała i wyśmiewała mnie. Potem pani podawała prawidłową odpowiedź, którą ja chciałam powiedzieć. Ostatnio, gdy pani płatała z "Pana Tadeusza", nie byłam pewna odpowiedzi, więc się nie zgłosiłam, aby pani na mnie nie nakrzyczała. Cała klasa dostawa 1. I większość słusznie, bo nie znali odpowiedzi, ale było kilka osób, które wiedziały, ale bały się powiedzieć. Teraz doszło do tego, że pani tylko na nas krzyczy, wyśmiewa. A przecież nie wszyscy są niegrzeczni! Dziś byłam na zajęciach, które prowadzi ta pani. Była też druga klasa. Przez całe zajęcia Pani nie odezwała się do mnie ani słowem, a przecież nic nie zrobiłam. Było mi bardzo przykro.
W podstawówce miałam 2 wychowawców. Jedna pani uczyła mnie w 4 i 5 klasie, a gdy poszła na urlop zdrowotny, mieliśmy zastępstwo z panią od historii, w 6 klasie. Pani mówiła wszystko otwarcie na forum klasy. Nie było tematów tabu. Rozmawialiśmy. Gdy zaczęła uczyć w 5 klasie historii, bardzo się do niej uprzedziliśmy. Pomimo tego, że nie miała u nas łatwego startu. Bardzo doceniała, gdy ktoś coś robił. Patrzyła na włożoną pracę i serce, a nie na efekty.
Czy uważacie, że powinno się tak krzyczeć na wszystkich, poniżać ich i zniechęcać do nauki? Gdy muszę iść na polski, od razu gorzej się czuję. I wiem, że nie tylko ja.