Podejrzewam, że nauczycielka nie uważa swojej postawy wobec tych uczniów za błąd, nie wstydzi się jej, nie próbuje jej zmienić. Ona uważa, że jest w porządku - prowadzi przecież lekcje, przygotowując się do nich starannie, jest miła w stosunku do uczniów, nie stresuje ich, stara się być dla nich partnerem i przyjacielem (może i wedle zaleceń jakiegoś nowoczesnego szkolenia

), być może i reaguje na sytuacje konfliktowe, ale zapewne wedle zaleceń komunikatami „Ja” itp.
Podejrzewam również, że opowiada potem w pokoju nauczycielskim albo swoim znajomym, jak to „teraz się lekcje prowadzi”, jak to „uczniowie mają teraz na ławkach napoje”, jak to „nie można nic na to poradzić”, jak to „nie interesuje ich chemia” (bo to, zdaje się, lekcja chemii była), jak to „nikt nie uważa”, jak to „chcieliby, by lekcje prowadzić najlepiej w parku” itp. Opowiada to może z lekkim oburzeniem, ale i z entuzjazmem, jakie to ciekawe przypadki zdarzają się jej na lekcjach, jak to teraz nauczyciele mają trudno... Opowiada bynajmniej nie po to, by uzyskać pomoc, wsparcie, czy by rozwiązać problem, ale ot, tak, dla opowiedzenia czegoś ciekawego.
Nieuświadomiona niewiedza.