pilot Pirx pisze:Popieram. Albo przynajmniej umieć trzymać język za zebami.
I tu się zgadzam! W szkole najlepiej siedzieć cicho. Nie opłaca się być niezależnym, odważnym, wypowiadać kontrowersyjnego ale swojego zdania
Nie chce uogolniac bo napewno sa ludzie ktorzy starają się odchodzic od zasady "nauczyciel ma zawsze racje" szkoda tylko ze takich nie znam.
Wiem, wiem jestem niereformowalny ale wrócę do tematu z watku "Czy niechec do szkoly jest nieuleczalna"
Oto notka z bloga/blogu (wybaczcie, nie wiem jak odmienic
) Pana Dariusza Chętkowskiego
A jednak autorzy “Raportu o Rozwoju Społecznym Polska 2007 - Edukacja dla Pracy” sugerują, że należałoby zwiększyć kształcenie praktyczne. Idea piękna, ale niemożliwa do zrealizowania. Dlatego nie rozumiem, co robił minister edukacji na konferencji poświeconej omawianiu wyników tego raportu. Przecież nic się nie zmieni. Nie stworzymy nagle nowoczesnych pracowni do nauki fizyki czy chemii, nie damy młodzieży nowoczesnych narzędzi do ćwiczeń praktycznych, nie wyślemy w teren, nie zapewnimy kontaktu z fachowcami pozaszkolnymi, gdyż to przerasta możliwości finansowe Państwa. Musimy pozostać przy nauczaniu teorii. Uważam, że minister marnuje czas. Chyba że potrafi wyciągnąć królika z kapelusza, ale Ryszard Legutko jakoś na czarodzieja mi nie wygląda.
Jestem całym sercem za nauczaniem praktyki, także jeśli chodzi o mój przedmiot, czyli język polski. Wolałbym uczyć komunikacji międzyludzkiej w hipermarkecie, np. ćwiczyć technikę rozmowy przedstawiciela handlowego z klientem, ale wiem, że muszę tkwić w “Bogurodzicy” i “Odzie do młodości”. To prawda, że dzieciakom do niczego się nie przyda znajomość archaizmów czy nawiązań do antyku. Ale przynajmniej ta nauka nie jest fikcyjna. Tzn. teorii uczymy się naprawdę. Obawiam się, że próby nauczania języka polskiego w praktyce szybko zakończyłyby się fiaskiem. Bez dużych nakładów finansowych i bez totalnej zmiany formuły egzaminów moglibyśmy jedynie udawać, że ćwiczymy jakąś praktykę. Np. postawilibyśmy w sali gimnastycznej namiot udający hipermarket, ja udawałbym klienta, a uczniowie udawaliby sprzedawców. Ubaw po pachy, ale z praktyczną nauką miałoby to niewiele wspólnego. Więc lepiej nie próbujmy. Pozostańmy przy teorii, chyba że totolotek zostanie sponsorem strategicznym edukacji. Wtedy może będzie nas stać na nauczanie praktyki.