Tak się zastanawiam, czy też macie takie odczucia i czy męczycie się z tym tak, jak ja się kiedyś męczyłam....
Pracowałam na ogół w środowiskach wiejsko- prowincjonalnych. I za każdym razem, kiedy wykraczałam poza ustalony(niepisany) szablon zachowań akceptowanych, to stawałam się obiektem obgadywania i kpin. Nauczycielowi strasznie dużo nie było wolno. Nie chodzi już o ubiór, to akurat mi nie przeszkadza, ale o styl bycia, o sposób, w jaki chciałam czasem zorganizować imprezę w szkole( zawsze miało być poważnie, dęto, sztywno i na baczność) czy powiesić fantazyjną gazetkę( dyrektorka potrafiła ją zdjąć i przerobić po swojemu). Tak samo było z próbą redagowania gazetki szkolnej w ciekawszy sposób( nie mówię tu o jakichś kontrowersjach, ale o tym, żeby poruszano problemy, które n a p r a w d ę interesowały młodzież, a nie ciągłe streszczenia odbytych imprez). Że już nie wspomnę o całkowitym braku poczucia humoru(np. powiesiłam na prima aprilis powiedzonka szefa- to dyrektorka się obraziła).
Dusiłam się. Czy w Waszych szkołach też czujecie, że się Was ogranicza? Ze wciska się nas w jakiś "sztywny garnitur" i musimy się chcąc czy nie dostosowywać?