To i ja się zabawię w reformatora. Co bym zmieniła w szkole"
oczywiście na pierwszym miejscu wyrzuciłabym tę nadmierną biurokrację (ewaluacje, IPETy, sprawozdania itp. bzdety. Zostawiłabym tylko arkusze ocen, świadectwa, dzienniki, i papiery na radę klasyfikacyjną- sprawozdanie wychowawcy, oceny z przedmiotów i z zachowania).
Po drugie- wywaliłabym całą tę stertę szkoleń (zostawiłabym jedynie merytoryczne szkolenia dla nauczycieli przedmiotów- i to tylko powiedzmy raz na trzy lata).
Po trzecie- zlikwidowałabym nagrodę dyrektora. Koniec z rozdawaniem nagród psiapsiółeczkom. Wypisałabym (KONKRETNIE) za jakie obowiązki należy się "goła" pensja, a potem ustaliła stawkę usług dodatkowych (za organizację projektu w szkole- dodatkowa kasa tyle i tyle, za ponadprzydziałowe apele i teatrzyki (ponad te obowiązujące każdego nauczyciela, czyli powiedzmy dwa w roku)- dodatkowa kasa, za dodatkowe wycieczki (powiedzmy, że jedna w ciągu roku to norma)- dodatkowa kasa itp..Wtedy wszystko byłoby jasne, a pracowałby dodatkowo ten, kto chciałby dodatkowo zarobić. A nie jak teraz- naharujesz się, a nagrodę dostaje ktoś, kto nawet połowy tego co ty, nie zrobił....Tzw. dodatek motywacyjny też bym wywaliła. Wszystko było jasno określone, jaka usługa dodatkowa, za ile.
Po czwarte- zlikwidowałabym bzdurny zapis o min. ilości godzin z danego przedmiotu do wyrobienia (tzw. podstawa programowa). No, żesz, przecież nauczyciele to ludzie z wyższym wykształceniem, odpowiedzialni- nie trzeba nas tak "rozliczać" co do godzinki i kontrolować na każdym kroku. Sami wiemy, czego uczymy i jak. A jak nauczyciel marny, to wpisywanie cyferek w tabelki i tak tego nie wykaże. Więc po co dodatkowy papier i stres.
Po piąte- wywaliłabym tzw. karciane. Teraz w większości jest to przymus (tak dla nauczycieli, jak dla uczniów). Na przymus to nigdy nic dobrego nie ma. Za to nauczyciel, który pracowałby więcej, zarażając swoją pasją uczniów dostawałby dodatkowe pieniądze za dobrą robotę. I w ten sposób zostałyby tylko te dobre i wartościowe "karciane", oczywiście odpowiednio nagradzane, bo "godzien robotni zapłaty swojej". A jak coś się robi za darmo, to wiadomo, jak się robi i ile ma się do tego serca, nie?
Po szóste- wyrzuciłabym religię ze szkół. Niech wraca do sal przykościelnych.
Po siódme- chciałabym aby był jasny (nagłośniony) przepis co do czasu trwania rad pedagogicznych. Koniec przelewania z pustego w próżne, koniec gadaniny i marnowania czasu. Góra dwie godziny i ma się, pani dyrektor, pani w tym zmieścić. Można? Na pewno (piszę pani celowo, bo problem z gadaniną i tendencję do przedłużania posiedzeń mają głównie kobiety).
Po ósme- dzieci uposledzone w stopniu umiarkowanym idą do specjalnej placówki, gdzie NAPRAWDĘ dostają opiekę, odpowiednie metody nauczania i mogą się rozwijać. Uczniowie, którzy są niedostosowani do nauki w szkole publicznej (łobuzy, bandyci młodociani)- są odsyłani również do specjalnych ośrodków ze zwiększoną dyscypliną.
Po dziewiąte- wprowadzić możliwość zawieszenia w prawach ucznia, izolatka w każdej szkole z ochroniarzem (czasem naprawdę nie wiadomo co robić z młodym bandytą terroryzującym nie tylko uczniów, ale nauczycieli, a tak? Kozetka, izolatka, siedzisz z zeszytem i nie wyjdziesz do wieczora, jeśli nie zrobisz zadania albo czegoś nie napiszesz...).
A co, pomarzyć nie można?
Macie inne pomysły?