Postautor: Trauma Boy » 2019-09-19, 16:32
Śniła mi się idealna szkoła. Nauczycielka była sympatyczna, rówieśnicy w ławkach obok też przyjaźni. Żadnej przemocy, gangów, dilerów narkotykowych itd. Owa nauczycielka, w tym przypadku chemii, przypomniała, że dziś zgodnie z zapowiedzią będzie klasówka z pierwiastków. Dodawała uczniom otuchy, mówiąc: „Na pewno pamiętacie wszystkie pierwiastki, np. cynk jest na zdrowe paznokcie” (oczywiście prawdziwa klasówka z chemii polega na rozpisywaniu reakcji, ale to był tylko sen, gdzie wdarły się jakieś fragmenty z reklam). Uczniowie, w dobrym nastroju, pisali sobie cienkopisami na rękach ściągawki z tymi pierwiastkami, widziałem, że ładna koleżanka obok uśmiecha się do mnie, teoretycznie atmosfera była miła, a jednak… stopniowo czułem, jak narasta w mnie przerażenie. Bałem się, że pomimo nauki mogę zapomnieć któregoś pierwiastka, a na ściągę nie zdołam spojrzeć. Spanikowany rozglądałem się dookoła, szukając jakiejś pomocy, ale nie wiedziałem, czego szukać. Koledzy są już zajęci pisaniem swoich ściąg, nauczycielka przelicza, czy wystarczy kartek z pytaniami, więc któż właściwie miałby mi pomóc i w jaki sposób?! Serce waliło coraz mocniej. Obudziłem się. Uważam ten sen za bardzo ważny i skłaniający do refleksji: na czym polega zło szkoły? Często bowiem mówi się, że to wina wrednych nauczycieli, dokuczających rówieśników, ale w tym śnie tego nie było. W dodatku, naprawdę groźne sytuacje z mojego życia (np. wypadki samochodowe, wpadnięcie do głębokiego basenu i desperacka walka o chwycenie brzegu) nie wracają w postaci takich koszmarów. Dlaczego więc akurat szkolne klasówki ciągle powracają, co sprawia, że szkoła powoduję traumę?