koma pisze:Vuem, to nie podział na grupy, a tylko indywidualizacja pracy w czasie lekcji.
Ja to napisałem w odpowiedzi na zdanie Cytryna o tym, że to niemożliwe w grupach 30-osobowych.
Chodziło mi o to, że skoro mamy podział na grupy, to wtedy indywidualizacja tej pracy jest łatwiejsza.
koma pisze:Ja jestem polonistką. Wyobrażasz sobie omawianie wiersza na piętnaście sposobów jednocześnie?? Takie pomysły są chore!!
Nie wyobrażam sobie. Uważam, że bez zmniejszenia liczebności takich grup jest to niemożliwe albo co najmniej bardzo trudne - to zależy od specyfiki grupy.
Cytryn skrytykowała wypowiedź argumentując to liczebnością grup, a w wywiadzie sugerowana jest praca w mniejszych grupach.
koma pisze:Z jednej strony mówi sie o pracy z uczniem zdolnym i poświęceniu mu więcej czasu lekcyjnego
Mam wrażenie, że minister raczej koncentruje się na dodatkowym czasie, nie tym lekcyjnym spędzanym z resztą grupy.
koma pisze:Ja jestem nawiedzoną zwolenniczką "segregacji" w szkołach.
Ona w "poprawnej politycznie Europie" istnieje np w Holandii. I chyba ma się dobrze. W sumie nie widzę problemu, by na poziomie gimnazjum taka rewolucje zrobić.
koma pisze:Pani Hall mówi "zapłacimy więcej". Czyli jakieś dodatki motywacyjne. Ok, teraz też są. Chyba wiesz, jakie. Nam teraz podwyższyli!! O 11 zł brutto, a i tak po wielkiej dyskusji w organie.
Dyskutując z takim, czy innym zdaniem wyżej brałem pod uwagę np. stwierdzenie, że "odpowiednie dodatki powinny być płacone". To, że w rzeczywistości sytuacja wygląda nie fajnie to inna sprawa. Minister wypowiada się o sytuacji w przyszłości po wprowadzeniu pewnych zmian, a więc jakieś założenie przyjmuje. Myślę, że chce powiedzieć, że dając dyrektorom prawo do nagradzania tych aktywnych będą oni właściwie opłacani.
Ja w to raczej - w skali kraju - nie wierzę, ale nie zmienia to faktu, że założenie można uznać za słuszne.
Wynagradzajmy tych najlepszych, a nie płaćmy po równo jak leci.
koma pisze:Piszesz o odwożeniu dzieciaków później niż o godzinie 14, na przykład 15.30.
Czyli dziecko 8 - 9 godzin w szkole. Bez ciepłego posiłku. Przecież szkolne stołówki dość skutecznie polikwidowano przepisami.
Stołówki jak zlikwidowano, tak można je do życia przywrócić. Pisząc, że to kwestia organizacji piszę o charakterze problemu. W wielu szkołach byłoby to trudne do zrealizowania, ale w innych nie. Po prostu to jest możliwe do zrobienia.
Z drugiej strony zdarzają sie firmy cateringowe przyzwoicie karmiące porównując do odwiedzanych stołówek.
koma pisze:Godziny karciane są jakąś tam szansą. Nie zapominajmy jednak, ze dołożono nam dwie obowiązkowe godziny pracy z uczniem bez zmiany 18 na 20. Bez dopłaty do pensji.
Jednocześnie: pokaz mi szkołę, gdzie są pieniądze na zajęcia pozalekcyjne, wszelkie kółka, które były te 30 lat temu. Płatne. Powiem więcej - obowiązkowe i płatne! Wszyscy raczej musieli.
Teraz też są obowiązkowe - ale bezpłatne, karciane.
Dziwisz się, że ludzie się buntują?? Widzą, jak spada nasz prestiż i jak z roku na rok dostajemy w tyłek, choc wymagania wobec nas rosną.
Nie dziwię się do pewnego stopnia - zależy od natężenia jęczenia
Teoretycznie, to wsio rawno, czy ktoś prowadzi kółko za określoną kwotę, czy za pracę włożona w jego prowadzenie otrzymuje dodatek, czy nagrodę.
Tu znów, pamiętaj, oceniam system, nie jego wykonanie w realiach szkół czy to tu, czy tam.
Bo oczywiście bywa różnie.
Obowiązkowe kółka? Wprowadzono je, a na osłodę dali podwyżkę
Nie porównujmy sytuacji sprzed 30 lat z dzisiejsza rzeczywistością. Inny kraj, inne realia. Pamiętajmy, że pracownicy budżetówki strajkują i w bogatszych znacznie krajach,a więc nigdzie niemal łatwo nie mają.
Jest coraz gorzej? No cóż. Zależy jak na problem patrzeć i do czego go porównywać.
Kiedyś nauczyciel nie zarabiał tak mało, był nawet okres, że całkiem dobrze. Wiem, co mówię - mam przeszło 30 lat pracy zawodowej.
Niedawno ogladałam tabelę zarobków w Polsce: najmniej zarabiają ludzie pracujący w oświacie!
Dziwisz się, że tracą przysłowiową pasję??
Ależ lekarze nie byli by tak wysoko w rankingach, gdyby pazurków w końcu nie pokazali. My - jako grupa zawodowa - jesteśmy dupami wołowymi. Jeden sezon egzaminacyjny w plecy i znalazłoby się trochę kasy, a i zaczęto by dokładniej "konsultacje" przed wprowadzeniem reformy przeprowadzać.
Czy się dziwię, że tracą pasję? TAK, zdecydowanie.
Skoro wcale nie było lepiej te 5, 10, 15, czy 20 lat temu, a więc wchodzili w zawód ze świadomością jego dobrych i złych stron, to się dziwię, że jęczą...albo raczej uznaję, że się pomylili zawód wybierając.
Nikt o zdrowych zmysłach nie zaczyna kariery w tym zawodzie licząc, że zacznie pewnego dnia zarabiać krocie, bo nie ma kraju na tej planecie, gdzie nauczyciele zarabialiby dużo.
Więc może wybierając go podejmujemy decyzje stawiając wyżej inne aspekty licząc się z tym, że bez dodatkowej pracy własnej lub partnera budżetu domowego nie dopniemy łatwo.