My, dzieci tamtych rodziców

tu rozmawiamy o wszystkim czasami poważnie, czasami z przymrużeniem oka

Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe

Awatar użytkownika
vuem
Posty: 4126
Rejestracja: 2009-06-18, 20:30
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: podkarpackie

My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: vuem » 2011-06-03, 06:33

Znalezione w sieci:



Ja, moi bracia i reszta naszej ulicy spędzaliśmy dzieciństwo na obrzeżach małego miasteczka—właściwie na wsi. Byliśmy wychowywani w sposób, który psychologom śni się zazwyczaj w koszmarach zawodowych, czyli patologiczny.
Na szczęście, nasi starzy nie wiedzieli, że są patologicznymi rodzicami. My nie wiedzieliśmy, że jesteśmy patologicznymi dziećmi. W tej słodkiej niewiedzy przyszło nam spędzić nasz wiek dziecięcy. Wspominany z nostalgią nasze szalone lata 80:

•Wszyscy należeliśmy do bandy osiedlowej i mogliśmy bawić się na licznych w naszej okolicy budowach. Gdy w stopę wbił się gwóźdź, matka go wyciągnęła i odkażała ranę fioletem. Następnego dnia znowu szliśmy się bawić na budowę. Matka nie drżała ze strachu, że się pozabijamy. Wiedziała, że pasek uczy zasad BHZ (Bezpieczeństwo Higieny Zabaw).

•Nie chodziliśmy do przedszkola. Rodzice nie martwili się, że będziemy opóźnieni w rozwoju. Uznawali, że wystarczy jeśli zaczniemy się uczyć od zerówki.

• Nikt nie latał za nami z czapką, szalikiem i nie sprawdzał czy się spociliśmy.

•Z chorobami sezonowymi walczyła babcia. Do walki z grypą służył czosnek, herbata ze spirytusem i pierzyna. Dzięki temu nigdy nie stwierdzano u nas zapalenia płuc czy anginy. Zresztą lekarz u nas nie bywał, zatem nie miał szans nic stwierdzić. Stwierdzała zawsze babcia. Dodam, że nikt nie wsadził babci do wariatkowa za raczenie dzieci spirytusem.

•Do lasu szliśmy, gdy mieliśmy na to ochotę. Jedliśmy jagody, na które wcześniej nasikały lisy i sarny. Mama nie bała się ze zje nas wilk, zarazimy się wścieklizną albo zginiemy. Skoro zaś tam doszliśmy, to i wrócimy. Oczywiście na czas. Powrót po bajce był nagradzany paskiem.

•Gdy sąsiad złapał nas na kradzieży jabłek, sam wymierzał nam karę. Sąsiad nie obrażał się o skradzione jabłka, a ojciec o zastąpienie go w obowiązkach wychowawczych. Ojciec z sąsiadem wypijali wieczorem piwo—jak zwykle.

•Nikt nie pomagał nam odrabiać lekcji, gdy już znaleźliśmy się w podstawówce. Rodzice stwierdzali, że skoro skończyli już szkołę, to nie muszą do niej wracać.

•Latem jeździliśmy rowerami nad rzekę, nie pilnowali nas dorośli. Nikt nie utonął. Każdy potrafił pływać i nikt nie potrzebował specjalnych lekcji aby się tej sztuki nauczyć.

•Zimą ojciec urządzał nam kulig starym fiatem, zawsze przyspieszał na zakrętach. Czasami sanki zahaczyły o drzewo lub płot. Wtedy spadaliśmy. Nikt nie płakał, chociaż wszyscy się trochę baliśmy. Dorośli nie wiedzieli do czego służą kaski i ochraniacze.

•Siniaki i zadrapania były normalnym zjawiskiem. Szkolny pedagog nie wysyłał nas z tego powodu do psychologa rodzinnego.

•Nikt nas nie poinformował jak wybrać numer na policję, żeby zakablować rodziców. Oczywiście, chętnie skorzystalibyśmy z tej wiedzy. Niestety, pasek był wtedy pomocą dydaktyczną, a policja zajmowała się sprawami dorosłych.

•Swoje sprawy załatwialiśmy regularną bijatyką w lasku. Rodzice trzymali się od tego z daleka. Nikt, z tego powodu, nie trafiał do poprawczaka.

•W sobotę wieczorem zostawaliśmy sami w domu, rodzice szli do kina. Nie potrzebowano opiekunki. Po całym dniu spędzonym na dworze i tak szliśmy grzecznie spać.

•Pies łaził z nami—bez smyczy i kagańca. Srał gdzie chciał, nikt nie zwracał nam uwagi.

•Raz uwiązaliśmy psa na „sznurku od presy” i poszliśmy z nim na spacer, udając szanowne państwo z pudelkiem. Ojciec powiązał nas na sznurkach i też wyprowadził na spacer. Zwróciliśmy wolność psu, na zawsze.

•Mogliśmy dotykać innych zwierząt. Nikt nie wiedział, co to są choroby odzwierzęce.

•Sikaliśmy na dworze. Zimą trzeba było sikać tyłem do wiatru, żeby się nie osikać lub „tam” nie zaziębić. Każdy dzieciak to wiedział. Oczywiście nikt nie mył, po tej czynności, rąk.

•Stara sąsiadka, którą nazywaliśmy wiedźmą, goniła nas z laską. Ciągle chodziła na nas skarżyć. Rodzice nadal kazali się jej kłaniać, mówić dzień dobry i nosić za nią zakupy.

• Wszystkim starym wiedźmom musieliśmy mówić dzień dobry. A każdy dorosły miał prawo na nas to dzień dobry wymusić.

•Dziadek pozwalał nam zaciągnąć się swoją fajką. Potem się głośno śmiał, gdy powykrzywiały się nam gęby. Trzymaliśmy się z daleka od fajki dziadka.

•Skakaliśmy z balkonu na odległość. Łomot spuścił nam sąsiad. Ojciec postawił mu piwo.

•Do szkoły chodziliśmy półtorej kilometra piechotą. Ojciec twierdził, że mieszkamy zbyt blisko szkoły, on chodził pięć kilometrów.

•Nikt nas nie odprowadzał. Każdy wiedział, że należy iść lewą stroną ulicy i nie wpaść pod samochód, bo będzie łomot.

•Współczuliśmy koledze z naprzeciwka, on codziennie musiał chodzić na lekcje pianina. Miał pięć lat. Rodzice byli oburzeni maltretowaniem dziecka w tym wieku. My również.

•Czasami mogliśmy jeździć w bagażniku starego fiata, zwłaszcza gdy byliśmy zbyt umorusani, by siedzieć wewnątrz.

•Gotowaliśmy sobie obiady z deszczówki, piasku, trawy i sarnich bobków. Czasami próbowaliśmy to jeść.

•Żarliśmy placek drożdżowy babci do nieprzytomności. Nikt nam nie liczył kalorii.

•Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził.

•Jedliśmy niemyte owoce prosto z drzewa i piliśmy wodę ze strugi. Nikt nie umarł.

•Nikt nam nie mówił, że jesteśmy ślicznymi aniołkami. Dorośli wiedzieli, że dla nas, to wstyd.

•Musieliśmy całować w policzek starą ciotkę na powitanie—bez beczenia i wycierania ust rękawem.

•Nikt się nie bawił z babcią, opiekunką lub mamą. Od zabawy mieliśmy siebie nawzajem.

•Nikt nas nie chronił przed złym światem. Idąc się bawić, musieliśmy sobie dawać radę sami.

•Mieliśmy tylko kilka zasad do zapamiętania. Wszyscy takie same. Poza nimi, wolność była naszą własnością.

•Wychowywali nas sąsiedzi, stare wiedźmy, przypadkowi przechodnie i koledzy ze starszej klasy. Rodzice chętnie przyjmowali pomoc przypadkowych wychowawców.


Wszyscy przeżyliśmy, nikt nie trafił do więzienia. Nie wszyscy skończyli studia, ale każdy z nas zdobył zawód. Niektórzy pozakładali rodziny i wychowują swoje dzieci według zaleceń psychologów. Nie odważyli się zostać patologicznymi rodzicami. Dziś jesteśmy o wiele bardziej ucywilizowani.

My, dzieci z naszego podwórka, kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak należy nas dobrze wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu.
A nam się wydawało, że wszystkiego nam zabraniają!

edzia
Posty: 4766
Rejestracja: 2008-02-05, 23:02

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: edzia » 2011-06-03, 07:00

Świetny tekst.

Przesympatyczna patologia. :)

Już teraz takich nie ma. :(

Cytryn
Posty: 1205
Rejestracja: 2007-11-09, 12:20

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: Cytryn » 2011-06-03, 09:37

Fajne :D
Ja też była dzieckiem patologicznym

Awatar użytkownika
vuem
Posty: 4126
Rejestracja: 2009-06-18, 20:30
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: podkarpackie

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: vuem » 2011-06-03, 10:25

Każdy chyba z nas był...fajnie było co? :wink:

...ja bym chyba mógł dopisać do tej listy jeszcze parę rzeczy... :mrgreen:

Awatar użytkownika
JHN
Posty: 177
Rejestracja: 2010-06-05, 19:09
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Matematyka
Lokalizacja: mazowieckie

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: JHN » 2011-06-03, 14:09

Moja córka (21 lat) po przeczytaniu, poproszona o to, powiedziała:

"To i ja się wychowałam w patologicznej rodzinie! Ale kocham Cię, patologiczny tatusiu!"
Szacunek? Dam Ci go tyle, ile dostałem od Ciebie!
Broń inteligentnego człowieka walczącego z otaczającą go głupotą: sarkazm.

Bernadeta_eu
Posty: 59
Rejestracja: 2011-03-23, 13:35
Lokalizacja: śląskie

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: Bernadeta_eu » 2011-06-03, 15:58

Ale nie każdy rodzic nie wiedział jak wychować,to zbyt ogólne stwierdzenie :wink: Tak czy inaczej coś w tym jest i nie da sie temu zaprzeczyć. Tekst świetny!

Awatar użytkownika
pilot Pirx
Posty: 746
Rejestracja: 2007-08-13, 11:39

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: pilot Pirx » 2011-06-03, 16:56

Prosty przepis jak wyrosnąć na porządnego człowieka.
ps. Mam podobne wspomnienia :D :D
A ja lecę i lecę .... od lat

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: haLayla » 2011-06-03, 17:44

vuem pisze:Żuliśmy wszyscy jedną gumę, na zmianę, przez tydzień. Nikt się nie brzydził.


To zdecydowanie wzbudza mój opór. Ze względów zarówno higienicznych jak i estetycznych.
<3

Awatar użytkownika
vuem
Posty: 4126
Rejestracja: 2009-06-18, 20:30
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: podkarpackie

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: vuem » 2011-06-03, 22:25

haLayla pisze:To zdecydowanie wzbudza mój opór. Ze względów zarówno higienicznych jak i estetycznych.


Tia... bułkę przez bibułkę ... a siusiaka to gołymi rekami... :mrgreen:

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: haLayla » 2011-06-03, 23:32

No proszę cię! Żucie jednej i tej samej gumy przez kilkoro dzieci, kiedy już guma wyżuta przez jedną osobę jest czymś na tyle obrzydliwym, że sama myśl, że ktoś ją przykleił pod ławką wzbudza u mnie odruch wymiotny. Ja wiele zniosę i wiele toleruję, ale coś takiego nie mieści się w moim poczuciu higieny.

A co się tyczy siusiaka :D Po skorzystaniu z toalety myje ręce. Jeśli to publiczna toaleta, a kran nie jest automatyczny, to, jeśli to możliwe, wyłączam dopływ wody przez papierowy ręcznik. I przez ten sam ręcznik później naciskam klamke. I bynajmniej nie jest to przesada z mojej strony :P
<3

edzia
Posty: 4766
Rejestracja: 2008-02-05, 23:02

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: edzia » 2011-06-04, 00:01

haLayla, ty po prostu nie czujesz tamtych klimatów. Za młodyś. :)

vuem pisze:...ja bym chyba mógł dopisać do tej listy jeszcze parę rzeczy...
Dopisz. :)

Ja pamiętam, że jadłam z sąsiadami piasek na wyścigi. :mrgreen:

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: haLayla » 2011-06-04, 00:14

Ja też jako dziecko bawiłem się na polu, jedząc paluszki, które mi upadły na ziemię i całując kota nie bałem się zarazków. Ba! Chodziłem pieszo do szkoły podstawowej około kilometr po mocno pofałdowanym terenie - jak teraz sobie przypomnę było ostro pod górkę, potem ostro w dół, znowu ostro pod górkę i lekko w dół, ale jednak zbiorowe żucie gumy mnie odrzuca :D

Swoją drogą, chodziliśmy też czasem do szkoły przez las, bo było dużo bliżej i szybciej - tylko raz pod górkę i potem w dół, ale nas kiedyś nastraszył dziadek kolegi, że po lesie chodzą duchy :D
<3

Awatar użytkownika
malgala
Posty: 8170
Rejestracja: 2007-07-30, 18:50
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Matematyka
Lokalizacja: łódzkie

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: malgala » 2011-06-04, 08:54

edzia pisze:Ja pamiętam, że jadłam z sąsiadami piasek na wyścigi.

A ja pamiętam bieganie na bosaka po błocie i kałużach. Tym błotkiem smarowało się nogi aż do kolan i ono zasychało. To były nasze podkolanówki.
Na wszelkiego rodzaju zadrapania, skaleczenia, poobcierane kolana też był sposób. Zrywało się liść babki zwyczajnej i na ślinę przyklejało do rany.

Awatar użytkownika
vuem
Posty: 4126
Rejestracja: 2009-06-18, 20:30
Kto: nauczyciel
Przedmiot: Język angielski
Lokalizacja: podkarpackie

Ja Storm dziecko tych rodziców

Postautor: vuem » 2011-06-10, 20:20

Nie wiem, czy czegoś nie rozumiem albo może dziwaczeję, ale tak sobie myślę, że bym im jakąś lobotomię może wykonał...organ i tak mało przydatny w ich przypadku...

http://deser.pl/deser/1,111857,9685779, ... o_nie.html

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: My, dzieci tamtych rodziców

Postautor: haLayla » 2011-06-10, 21:05

Słyszałem o tym. Powinni mu jeszcze siusiaka odciąć, jak ma i zamrozić, niech sam zdecyduje, czy chce mieć.
<3


Wróć do „Pogaduszki”