miwues pisze:No ale kto powiedział, że dobrym nauczycielem jest ten, kogo wszyscy rodzice darzą sympatią?

Ja myślę, że dobrym człowiekiem jest ten, kogo darzy się sympatią, trudno mi sobie wyobrazić dobre relacje z osobą, której tą sympatią nie darzę.
A w wychowaniu "te dobre relacje" między nauczycielem a rodzicem są istotne moim zdaniem.
Nie ma wychowania bez udziału rodzica, czy wbrew jemu - nie mam na myśli jakichś specyficznych przypadków, tylko zwyczajna praktykę szkolną.
Dotyczy to moim zdaniem każdego zawodu, czy każdej relacji międzyludzkiej - tam gdzie jest sympatia, zaufanie, tam jest sukces, bez względu na dziedzinę.
Czy potrafisz skutecznie współpracować z rodzicem, którego zaufaniem nie darzysz? Czy możesz liczyć na pomoc/współpracę rodzica, który nie darzy Cie sympatią?
Oczywiście, zrobi to ... z przymusu chyba wynikającego z realizowania obowiązku szkolnego...jednak moim zdaniem, gdy robić to będzie w dobrej, przyjaznej relacji opartej na sympatii i zaufaniu, efekt będzie znacznie lepszy.
miwues pisze:Jeżeli po paru zdaniach wypowiedzianych w przypadkowych wątkach zaszufladkowałeś mnie już sobie w jakieś policyjno-urzędnicze obszary rzeczywistości, to nie jest to rodzaj dyskusji, który by mi odpowiadał.
Jak już napisałem, wybacz jeśli tak zabrzmiało, ale to po prostu błyskawiczne skojarzenie.
Nie wyobrażam sobie wychodzić z założenia, że muszę sprawdzać rodziców, że nie mogę im wierzyć, że muszę sprawdzać ich uczciwość-prawdomówność...dla dobra ich własnych dzieci.
Rodzice np. "kryjący wagary dzieci" oczywiście w sumie działają na ich niekorzyść, więc muszę coś z tym zrobić. Ale to jest znakomita mniejszość, więc naturalnym dla mnie jest, że automatycznie, podświadomie, z natury ufam im.
miwues pisze:Ty, rodzic, nie pałasz sympatią do nauczycieli mojego - powiedzmy - pokroju
Jeśli "Twój pokrój" to osoba, która z zasady nie ma do mnie zaufania, sprawdza moja prawdomówność, to masz rację.
I nie dotyczy to jedynie nauczycieli.
Ktokolwiek, kto nie ma zaufania do mnie - a przecież nie daję ku temu powodów - nie może liczyć na moje zaufanie, ze o sympatii nie wspomnę.
miwues pisze:ja nie bardzo trawię rodziców święcie przekonanych, że to rodzic ma kontrolować nauczyciela,
Ależ ja jestem takiej opcji równie przeciwny.
Relacja rodzic-nauczyciel ( a w szczególności wychowawca) ma się opierać wg mnie na zaufaniu, wzajemnym szacunku, dobrej woli, sympatii - wtedy są realne szanse na konstruktywna współpracę i sukces.
miwues pisze:na próby, uzasadnionej moim zdaniem, kontroli
Kiedy ta próba jest uzasadniona?
Jeśli mówimy o rodzicach, którzy kłamią w imię opacznie przez nich rozumianego dobra swego dziecka, nie wywiązujących sie ze swych obowiązków właściwie, to oczywiście zgadzam się, że należy odpowiednie kroki podjąć, a ich samych traktować z zaufaniem nie można.
Choć w kwestii usprawiedliwień konkretnie - gdy statut lub zwyczaj szkolny mówi o możliwości usprawiedliwiania przez rodzica każdej nieobecności, tzn druczki od lekarza nie są obowiązkowe, to mam związane ręce i temu zwyczajowi się podporządkowuję.
Nie "wyłamuję się" z szeregu moich kolegów i koleżanek i traktuję te usprawiedliwienia jak inni.
Zamiast "sprawdzania", podważania prawdziwości tłumaczenia użyję innych sposobów zmobilizowania ucznia do lepszej frekwencji, a rodzica do wspierania dziecka w tej materii i spróbuje pomóc mu zrozumieć, że takie częste absencje mogą mieć złe skutki.
Gdybym jedynie -bez tej nici porozumienia - udowodnił jedynie rodzicowi kłamstwo, to co mi pozostaje? Czy nie trudniej będzie mi odbudować dobrą relację?
Jeśli chcesz zapytać, kto powiedział, że dobry nauczyciel, to taki, któremu na takich relacjach zależy lub taki, który o takie dobre relacje ma dbać, to odpowiem, że ... nie tylko ja
przecież potrafimy wznieść się ponad nasze osobiste uprzedzenia, czy tam fobie i współpracować ze sobą dla dobra tego - Twojego - dziecka, prawda?

Oczywiście, dlatego potrafimy w tej współpracy oprzeć się na zaufaniu i nie czuć potrzeby "profilaktycznego sprawdzania się" nawzajem
Skoro Ty wychowawco mojego dziecka masz ode mnie kredyt zaufania i masz moje błogosławieństwo na swoje metody wychowawcze w szkole, to daj mi go również i pozwól decydować, czy moje dziecko ma wystarczająco ważny powód do absencji.
Zaakceptuj sytuację, gdy moje słowo - choćby " nieobecność na zajęciach z ważnych powodów" - jest dla Ciebie wystarczającą informacją i nie budzi odruchu podejrzliwości.
Jeśli ktoś z nas - Ty lub ja - damy powód do jakichkolwiek podejrzeń, co do naszej uczciwości i podejmowania właściwych decyzji, wtedy być może nie będziemy mieć wyjścia i zaczniemy siebie sprawdzać, kontrolować, nie dowierzać sobie.