Hm...rozdęte ego nauczyciela, który został urażony, że uczeń go nie posłuchał? Mam nadzieję, że nie kierujesz tego zarzutu do mnie. Musiałbyś być dość arogancki żeby to robić, nie znając mnie. Jestem "nie wyuczalna"?
Po prostu to, co piszesz, nie przystaje do rzeczywistości. A co do wiary w człowieka- ależ wierzę, że jeśli chce, może się zmienić pozytywnie, bez względu na wyznanie( a może nawet być sobie ateistą). JEŚLI CHCE. Ty mi piszesz coś takiego- "masz sprawić, żeby jemu "się chciało chcieć". Oczywiście, trzeba próbować, walczyć, nie poddawać się etc..Tyle, że nie jest prawdą, że zawsze się uda i wtedy nie należy winić nauczyciela.
Ale dobrze, że masz świadomość tego, że:
Poza tym nie mam złudzeń, że od każdego ucznia jestem władny wyegzekwować wszystko w każdej chwili.
Dodałabym: "niektórzy są tak głęboko zdemoralizowani, ze nie wyegzekwujesz od nich niczego- mając do dyspozycji te "narzędzia", o których piszesz, czyli "psychologiczne sztuczki" niczego w żadnej chwili."
Nie wolno też zapominać o tym, że nie jesteśmy jedynymi, którzy wchodzą w interakcje z tymi dzieciakami. Pozostaje środowisko, często patologiczne, utrwalone wzorce zachowań, pijany tatuś czy klnąca jak szewc mamusia etc..
Wracając do toalety- to by się udało, gdyby:
a) przerwa nie trwała jedynie 10 minut
b) ludziska nie kłębili się tam, nie krzyczeli tak, że własnych myśli nie słychać, nie wchodzili za plecami i nie wychodzili w te i nazad
c) oprócz nastolatków nie kręciły się tam jeszcze małe dzieciaki- męska toaleta
c) tylko ładnie się w kolejce ustawili, żebym mogła wypróbowywać na nich "psychologię" i w ciągu tych paru minut zdołała sprawnie ustalić, gdzie jest lider grupy( nie znam dzieciaków, nie uczę tych klas).
Ale jestem pełna podziwu, że Tobie się to udaje.
Ps. Kompletnie nie rozumiesz założenia biblijnego, które mówi,że człowiek rodzi się ze skłonnością do grzechu i z pewnością prędzej czy później grzech wybiera. W to wierzę.
Niemniej Bóg stworzył człowieka ze zdolnością do dokonania dobrego wyboru i wierzę w to, że takiego wyboru może dokonać. Nie mam jednak złudzeń typu " w każdym człowieku siedzi głęboko ukryte dobro, trzeba się tylko do niego <dokopać>" W to akurat nie wierzę. Prędzej tak: w każdym człowieku jest potencjał, aby czynić dobrze, ale kosztuje to wysiłek, samozaparcie, wytrwałość - i najlepiej połączyć ten potencjał z Bożą pomocą. Wtedy jest pełna szansa na sukces".
Człowiek bez Boga może być miły, kulturalny, a nawet "dobry" w potocznym tego słowa znaczeniu- pomagać bezinteresownie innym czy w inny sposób. Ale te "dobre uczynki" nie stanowią "drabiny do nieba", bo nie można sobie na zbawienie zasłużyć. Mając świadomość, że większość piszących na tym forum to katolicy- lub myślący po katolicku- chciałam jakoś tę prawdę przekazać.Co nie znaczy, że kiedy patrzę na człowieka, widzę jakiegoś potwora. Ot, niedoskonałość słowa pisanego i ferwor dyskusji...Dlatego nie należy się spieszyć z wnioskami.