Dodaj publikację
Autor
Mirosława Szarmach
Data publikacji
2008-02-21
Średnia ocena
5,00
Pobrań
82

Zaloguj się aby ocenić lub skomentować publikację.

 Artykuł dotyczy znikomego przygotowania społeczeństwa do odbioru muzyki i odbioru kultury. Szkoła stawia przed uczniem i nauczycielami bardzo wiele trudnych i często zbędnych zadań, ale nie wychowuje odbiorcy sztuki.... Druga częśc artykułu poświęcona jest znakomitej sopranistce, Marii Callas.
 Pobierz (doc, 93,0 KB)

Podgląd treści


Mirosława Szarmach
Studia Podyplomowe . WOK . Szczecin 2007/ 2008
Grupa II

Temat : Odbiór muzyki w kulturze

1
Coraz więcej osób narzeka, że obecne społeczeństwo w niewielkim stopniu interesuje się muzyką , określaną ogólnie, a tym samym, niedokładnie, jako „muzyką poważną ” Oczywiście, mają rację. Chciałabym ten problem poddać częściowej analizie, dlaczego tak się stało i czy są jakiekolwiek możliwości zmiany tegoż zjawiska.
Pierwszy błąd, to wychowanie muzyczne w przedszkolu, oraz w szkole, którego prawie nie ma, a jeżeli już gdzieś się odbywa, to na ogół ograniczone zostało do rytmiki, ewentualnie do nauki prostych piosenek i ich wykonywania przez młodzież .Jeśli dodamy do tego brak kultury muzycznej w domu, w którym nie chodzi się na koncerty, nie słucha się wspólnie z dziećmi muzyki operowej, koncertów, chociażby z płyt – to mamy pierwszą, istotną przyczynę „głuchoty ” naszego społeczeństwa.
Kiedy ja byłam dzieckiem, programu szkoły podstawowej, czy liceum, nie traktowano jako zbioru, najczęściej przypadkowych zestawień przeróżnych fragmentów utworów, w zależności od tego, co uważa za stosowne wrzucić do worka minister oświaty. Program był opracowywany przez specjalistów różnych dziedzin, a nie przypadkowych osób – będących właśnie u steru władzy i zajmujących się dziedzinami, o których mają blade pojęcie. Wychowanie muzyczne, niegdyś, traktowano bardzo poważnie, równorzędnie z językiem polskim, czy matematyką, przynajmniej w tej szkole, w której miałam szczęście zdobywać wiedzę, a i w szkołach innych, było podobnie.
Ledwo poznaliśmy literki, wprowadzono nam naukę umiejętności czytania nut, co prawda nie obyło się to bez sposobów drastycznych, takich, jak wykuwanie na pamięć, a wcale nie było to rzadkie, nut jakiejś pieśni i potem „odśpiewywanie” jej nie słowami, a nutami. Nie było możliwości jakiegokolwiek protestu. Jeśli ktoś nie nauczył się, to za tydzień musiał śpiewać „dwie porcje.” Poza tym należało mieć cymbałki, flet i grać na tychże instrumentach.
Ponadto, raz w miesiącu chodziliśmy do filharmonii, na koncert, przygotowywany specjalnie dla uczniów, poprzedzonym słowem pana Jacka Bukowskiego, który nie tylko odznaczał się znawstwem tematu, ale mówił o muzyce z pasją, przepiękną polszczyzną. Słuchało się tego
z wielką przyjemnością. Potem należało napisać sprawozdanie z koncertu,
z wyeksponowaniem nowych dla nas słów, co zmuszało do bardzo wnikliwego słuchania,
a niekiedy do sięgania do specjalistycznych słowników lub takowej literatury. Po kilku latach dbania o nasze wychowanie muzyczne w szkole, wielu z nas, uczniów, spotykało się na koncercie w filharmonii i nikt nas już wtedy do niczego nie zmuszał. Cześć z nas miała na tyle muzykalnych rodziców, że posyłali swoje dzieci na lekcje gry na instrumencie, najpierw ...