Postanowiłam napisać coś od siebie. Może będzie to dla Ciebie jakaś podpowiedź.
Ja, jeśli mój uczeń nie reaguje na polecenie, czekam. Nie powtarzam polecenia n razy, tylko czekam, aż się przesiądzie. Na początku klasa się śmieje, rzuca jakieś docinki. Z czasem uczniowie zaczęli uciszać kolegę i nakłaniać "łotra", aby się przesiadł, bo im się po prostu nudziło. Efekt był taki, że klasa przekonała się z czasem, że uleganie koledze nie jest fajne i zaczęli go ignorować. Brak publiczności oznaczał brak występów.
Przykro mi to napisać, ale jeśli nic już nie działa, rzucam uczniom docinki. Nie sypię nimi jak z rękawa, aż tak zdolna nie jestem. Panowie są bardzo wrażliwi na punkcie swojej seksualności i ja to z premedytacją wykorzystuję. Wiem, że odnoszenie się do niej jest chwytem poniżej pasa (dosłownie i w przenośni

), ale czasem nie ma innego wyjścia. Nie są to teksty chamskie, ale balansuję na skojarzeniach. Uczeń, który bawił się telefonem pod ławką, usłyszał ode mnie coś w stylu "No ja nie wiem, jak młody chłopak trzyma ręce pod ławką i się dziwnie uśmiecha, to ja nawet boję się pytać, co on tam robi." Oczywiście klasa wybucha śmiechem. Sprawdza się to jednak tylko w sytuacji, gdy masz jednego niesfornego lub dwóch niesfornych. W zeszłym roku rzuciłam dwa tekst tego typu do jednego ucznia - od tej pory jest u mnie wzorowym uczniem, choć inni mają z nim problemy. Podkreślam jednak, że robię to tylko w ostateczności, gdy już inne metody nie działają. Miałam na początku duże opory do tej taktyki, ale przekonał mnie kolega po fachu. On notorycznie rzucał dzieciakom nawet bardzo agresywne i chamskiej teksty. Jako rodzic byłabym nimi oburzona. Faktem jest jednak, że na jego lekcji największe łobuzy siedzą, jak makiem zasiał. Nikt nawet nie mruknie. Niewiele osób wie, w jaki sposób on ten efekt osiąga, ale jest w szkole ceniony przez innych nauczycieli i uczniów za trzymanie dyscypliny na lekcjach. Uczniowie nie komentują sprawy, bo wiedzą, że mogą coś usłyszeć na swój temat, więc nie jest poruszana na forum.
Czasem mnie to wiele kosztuje, ale zawsze staram się być dla swoich uczniów miła w rozmowach indywidualnych. Podkreślam ich mocne strony i jasno wskazuję błędy w zachowaniu. I zawsze pytam, co się stało, że uczeń jest jakiś wzburzony. Czasem dostał już w tym dniu jedynkę, albo jakiś nauczyciel go niesprawiedliwie w jego odczuciu potraktował. Przeważnie jeśli uczeń widzi, że chcę wiedzieć, co on myśli, czuje, dostrzega we mnie człowieka (!), nie nauczyciela. Jak dostaje ochrzan, to dokładnie wie za co, jeśli stawiam jedynkę, to zawsze wskazuje sposób poprawy oceny.
A na koniec napiszę coś, co pozornie nic nie znaczy. Zawsze odpowiadam uczniom dzień dobry. Wszystkim. Czasem boli mnie z tego powodu gardło, ale jestem konsekwentna. I nigdy nie rozkazuję, zawsze proszę. Nawet jeśli widzę, że uczeń coś rozwalił i jest to ewidentnie jego wina, to także proszę go, aby to sprzątnął. Jeśli nie wiem, kto jest sprawcą bałaganu, mówię do przypadkowego ucznia: Przepraszam, wiem, że to nie jest twój papierek, ale podnieś go proszę i wrzuć do kosza. Po pół roku stosowania takiej metody w całej szkole - nikt mi nie odmawia.
Wiem, że przedstawione przeze mnie metody mogą być kontrowersyjne, ale w mojej szkole są skuteczne. Powodzenia!