Szanowni Państwo,
to mój pierwszy wpis na forum, dlatego proszę wybaczyć, jeśli temat jest umieszczony w nieodpowiednim miejscu. Piszę w dość rozległej sprawie, mając nadzieję, że mi Państwo pomożecie.
Mili Państwo, obecnie jestem studentem II roku polonistyki (studia licencjackie) i realizuję specjalność nauczycielską. Od dłuższego już czasu czuję, że praca nauczyciela sprawiałaby mi dużo satysfakcji. Początkowo jednak myśl tę starałem się od siebie odpędzić. Nieskutecznie. W 2012 r. po ukończeniu liceum podjąłem się, niestety, studiowania. Dlaczego niestety? Jeśli wszystko pójdzie z planem, kierunek ten ukończę dopiero w 2017 roku, a szanse na zatrudnienie są bardzo małe, z którego to powodu chce mi się po prostu wyć (proszę wybaczyć kolokwializm) i mam takie poczucie marnowania czasu, bo choć kierunek bardzo inspirujący, fascynujący, to jednak wszystko wskazuje na to, że chleba mi nie da, a dziś mógłbym zarabiać pieniądze, jak to robią już niektórzy moi rówieśnicy. Mieszkam w niewielkiej miejscowości, która liczy ok. 5 tys. mieszkańców. W mieście znajduje się jedna podstawówka (gmina jest organem prowadzącym jeszcze dwóch innych typowo wiejskich), jedno gimnazjum oraz jeden zespół szkół technicznych, w skład którego wchodzi jeszcze liceum (rok rocznie otwierany jest jeden oddział) oraz klasa zawodowa. Jestem absolwentem wszystkich tych trzech placówek (ukończyłem kolejno podstawówkę, gimnazjum oraz liceum). Swoją pasję do literatury zawdzięczam mojej polonistce z liceum, która odeszła na emeryturę, gdy ja kończyłem drugą klasę. Nie mogłem odżałować tego, że jej emerytura przyszła tak szybko, ponieważ polonistka, która nas przejęła, była po prostu tragiczna. Nie panowała nad klasą, a jej lekcje były zwyczajnie nudne, tak więc o jakości merytorycznego przygotowania do matury nawet się nie wypowiadam. Na szczęście raz zasianego ziarna, jakim była miłość do języka i literatury, nie udało się jej wyplenić.
Niedawno realizowałem praktyki w szkole podstawowej (notabene u mojej dawnej polonistki – pani Katarzyny), które tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że praca nauczyciela jest tym, co chciałbym w życiu robić. Podstawówki bałem się najbardziej, ponieważ obawiałem się, czy będę potrafił znaleźć wspólny język z dziećmi, a tu się okazuje, że dzieci mnie bardzo polubiły (z wzajemnością). No chyba że wyrazy sympatii, jakie mi okazywały, były udawane. W każdym razie byli zawiedzeni, że praktyki dobiegły końca. Powrót na uczelnię był bardzo przygnębiający, ponieważ już tylko pobyt w szkole daje mi frajdę.
Właściwie cały ten wstęp mógłbym pominąć, ograniczając się tylko do zadania pytania, do którego powoli zmierzam. Uznałem jednak, że lepiej będzie o tym opowiedzieć. O pracy w podstawówce nie mam co marzyć, ponieważ polonistów jest tam więcej niż godzin. W tym roku tylko jest nieco inaczej, ponieważ dwóch polonistów nie ma (przebywają na urlopie), więc p. Katarzyna, u której odbywałem praktykę ma półtora etatu. Jest też jeszcze jedna polonistka, która pracuje na zastępstwie (za nieobecnych polonistów). Co ciekawe, z wykształcenia jest historyczką (z uprawnieniami polonistycznymi), co może dawać nadzieję, że może tych polonistów nie ma tak dużo, skoro dyrektor zatrudnił ją? Ja osobiście wolałbym mimo wszystko polonistę z krwi i kości. W gimnazjum są trzy polonistki, które są młode (udało im się!), więc do tej placówki można by się załapać na zasadzie rocznego zastępstwa, gdyby któraś z pań zechciałaby zostać matką. Zupełnie inaczej wygląda sprawa z zespołem szkół, o którym pisałem wyżej. Jak już mówiłem, uczyła mnie polonistka, która odeszła na emeryturę i gdy odchodziła, nie zatrudniono na jej miejsce innego polonisty, rozdano jej godziny pomiędzy dwie pozostałe polonistki. Pracuje tam młoda kobieta – Aneta, która mnie uczyła, oraz jeszcze jedna zdecydowanie starsza – Maria. Gdy moja polonista (pani Regina) odchodziła na emeryturę, powiedziała nam, że uprawnienia emerytalne ma już ona oraz właśnie pani Maria, lecz wypadło na nią i ona odchodzi. Pani Maria uczy po dziś dzień. Zastanawiam się, kiedy mniej więcej odejdzie ona na emeryturę. Gdybym miał szczęście, może udałoby mi się wskoczyć na jej miejsce.. Chodzi mi o to, by się dowiedzieć, w jakim wieku odchodzi się na emeryturę nauczycielską. W sieci odpowiedzi jednoznacznej znaleźć nie mogłem. Dotarłem do informacji, że pani Maria ma 56 lat, a w szkole pracuje już od roku szkolnego 1983/1984. Myślicie Państwo, że długo jeszcze będzie pracować? Mógłbym udać się z tymi pytaniami bezpośrednio do dyrekcji, lecz obawiam się, że mogłoby to zabrzmieć wysoce nietaktownie, gdybym zapytał w taki oto sposób, tym bardziej, że nie minęły nawet 2 lata, odkąd opuściłem mury tej szkoły (praktyki odbędę tam dopiero w 2016 roku!). Poza tym nie myślę o pani Marii jakoś źle, a czuję, że tak to mogłoby zabrzmieć. Pani Marysia jest bardzo sympatyczną nauczycielką i wielką szkodą dla uczniów byłoby jej odejście. W związku z czym liczę, że Państwo będziecie potrafili odpowiedzieć na pytanie: czy jest możliwe, by ta pani uczyła do 2017 r., a nawet i więcej?
Pozdrawiam bardzo serdecznie i przepraszam, jeśli owa wiadomość kogoś zniesmaczyła lub w jakikolwiek sposób uraziła.
G.