Postautor: izmo » 2007-10-12, 19:23
Zazwyczaj nie zgadzam się z Jethro Tullem za bardzo, bo uważam, że zbyt kategorycznie wykłada swoje wiadomości, ale to prawdza, że jest świetnym pomocnikiem nas wszystkich. Mam nadzieję, że nie obrazisz się za "pomocnika". Może raczej wykładnią albo wyrocznią albo coś takiego.
A teraz otwieram szafę i mówię do rzeczy. Kiedy rozpoczynałam pracę w szkole Pani, która miała ją opuszczać za niedługo, opowiadała mi, że w latach 80. i 90. miała bardzo dużo dyżurów. Układała je pani dyrektor i każdy miał dużo dyżurów.
Teraz ja też mam 8 dyżurów w tygodniu (mam 25 godzin) na holu klas IV-VI i 3 na piętrze nauczania początkowego. Umawiamy się na dyżury, rozpisujemy i każdy ma prawie tyle samo stania na korytarzu. Może jestem baran i idę w owczym pędzie, ale wydaje mi się, że są sprawy w szkole, o których się nie dyskutuje. Coś jest oczywiste i tak ma być. Dyżury dla mnie to tak oczywista sprawa, że liczę tylko, żebyśmy mieli po równo.
W zeszłym roku było tak wielu nauczycieli na L4 w jednym czasie, że mając 6 lekcji stałam na 7 dyżurach w ciągu dnia. Trudno. Takie życie. Co zrobić? Obrazić się na chorych?
A z lekcji pod pozorem siku nie wychodzę nigdy. Dzieciakom nie pozwalam (na 20 minutowej przerwie gonili i zapomnieli do ubikacji, a 5 minut po rozpoczęciu lekcji chcą do ubikacji), to sama nie wychodzę.
No, to super.