Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe
Łosoś pisze:Szczerze mówiąc, zmzm nie bardzo rozumiem, czego oczekujesz. Twoje artykuły służą jedynie krytykowaniu nauczycieli i przedstawianiu ich jako potworów znęcających się nad dziećmi. Mamy bić się w piersi, czy jak? Już nie śledzę Twojego bloga, jak widzę kolejny tytuł, to mi się mdło robi. Nie jestem potworem, traktowałam dzieci dobrze, starałam się mieć dla nich serce i czas. Nie było to łatwe z powodu chorego systemu szkolnictwa (który nadal będzie chory, bo zmiany będą "kosmetyczne" w takim sensie, że zmiana nazw szkół i przesunięcia roczników nic nie dadzą, a z tego, co widzę, pani minister nie ma żadnych dobrych pomysłów i szkoła nadal będzie uprawiała fikcję, jak choćby odgórny nakaz "mówienia po angielsku na lekcji" i "zakaz mówienia po polsku" ech, ...szkoda słów).
Ale teraz będzie mnóstwo zwolnień, więc i potworów będzie mniej, co za radość.
haLayla pisze:Ja to traktuję w kategoriach rozrywki. Liczę, ile razy w każdym poście pada słowo "wiadomo", albo inna forma, która pozwala ukryć brak bibliografii za tymi wynurzeniami stojący.
Moje artykuły nie służą krytykowaniu nauczycieli lecz zawierają krytyczny opis zjawisk występujących w szkołach.
Nie maja prowadzić do bicia się w piersi lecz do zastanowienia się i refleksji, dotyczącej własnego postępowania.
Nigdy nie nazwałem żadnego nauczyciela potworem.
Cudze nieszczęście, a taki charakter ma utracenie pracy, nigdy nie sprawia mi radości lecz wywołuje smutek i współczucie.
zmzm99 pisze:haLayla pisze:Ja to traktuję w kategoriach rozrywki. Liczę, ile razy w każdym poście pada słowo "wiadomo", albo inna forma, która pozwala ukryć brak bibliografii za tymi wynurzeniami stojący.
Jest taka zasada w prawie cywilnym, że okoliczność powszechnie znana może być uznana za dowód, pod warunkiem jej przywołania. Czasem okazuje się, że są osoby jakby "niepowszechne". Wiedza o społecznej roli rozmowy, to dla nich czarna magia. Co poradzisz, jak nic nie poradzisz.
haLayla pisze:zmzm99 pisze:haLayla pisze:Ja to traktuję w kategoriach rozrywki. Liczę, ile razy w każdym poście pada słowo "wiadomo", albo inna forma, która pozwala ukryć brak bibliografii za tymi wynurzeniami stojący.
Jest taka zasada w prawie cywilnym, że okoliczność powszechnie znana może być uznana za dowód, pod warunkiem jej przywołania. Czasem okazuje się, że są osoby jakby "niepowszechne". Wiedza o społecznej roli rozmowy, to dla nich czarna magia. Co poradzisz, jak nic nie poradzisz.
Notoryjność to instytucja prawa procesowego, a nie materialnego. Mylisz przy tym fakty powszechnie znane, które nie wymagają dowodu, z faktami znanymi sądowi z urzędu, na które sąd winien zwrócić uwagę stron. To jest pierwsze zagadnienie. Po drugie, jeżeli mamy zostać przy estetyce procesu cywilnego, to rozbiłbyś się o zwrot pozwu, bo... nie wiadomo o co toczy się spór
Łosoś pisze:Moje artykuły nie służą krytykowaniu nauczycieli lecz zawierają krytyczny opis zjawisk występujących w szkołach.
Każdy niemal artykuł jest o złym traktowaniu uczniów przez nauczycieli. Czyli zjawiska występujące w szkole generują nauczyciele. Ergo: są to artykuły krytykujące postępowanie "niektórych" nauczycieli. I w kółko o tym samym.Nie maja prowadzić do bicia się w piersi lecz do zastanowienia się i refleksji, dotyczącej własnego postępowania.
A co za różnica...refleksja...bicie się w piersi...ech. Wg moich obserwacji zdecydowana większość nauczycieli to normalni ludzie (w większości kobiety), które bardziej pobłażają i chcą pomagać, aniżeli znęcają się nad uczniami. I zdecydowanie częściej dochodzi do znęcania się uczniów nad nauczycielem- uczniowie są aroganccy, bezczelni, roszczeniowi etc.. Podobnie jak ich rodzice.Nigdy nie nazwałem żadnego nauczyciela potworem.
Dosłownie nie, ale niewiele brakuje...
Cudze nieszczęście, a taki charakter ma utracenie pracy, nigdy nie sprawia mi radości lecz wywołuje smutek i współczucie.
To była ironia. Czytając Twój blog ma się wrażenie, że nauczyciele to straszni gnębiciele, którzy wyżywają się na biednych uczniach na przykład przez wystawianie im jedynek na koniec roku, choć powinni wszystkich przepuszczać bez względu na ich stosunek do nauki i obowiązków. Proponowane są dziwaczne rozwiązania, typu monitoring każdej lekcji. Brak odniesienia do realiów panujących w szkole (jak nauczyciel pozostający w systemie ma indywidualizować pracę z uczniem, skoro zwyczajnie zabraknie mu na to czasu, sił i możliwości?). Wyolbrzymianie problemu dyslektyków w szkole (nie zauważyłam, żeby dyslektycy, których uczę, mieli aż taką "traumę". Miałam różnych dyslektyków- takich, którzy mieli naukę w nosie i podejrzewam, że ich dysleksja to było zwyczajne lenistwo i zdolnych uczniów, którzy dzięki pracy i ambicji pokonywali trudności, a ich ortografia bywała lepsza od "nie-dyslektyktyków". Dysleksja nie stanowiła dla nich przeszkody w osiąganiu dobrych wyników, dzisiaj są absolwentami wyższych uczelni).
zmzm99 pisze:Raczej pudło. Z nikim w spór nie wszedłem.