Ja to wszystko rozumiem, ale też nie mogę przewidzieć niektórych przypadków. Przecież gdyby nauczycielka była przez te 6 tygodni w szkole, nie byłoby żadnego problemu. I to nie jest tak, że ja się uważam na wielkiego informatyka, przemózga, który wymaga od innych ukłonów w pokorze i podporządkowania się. To nie jest też tak, że ja niemiecki mam lekce, a nauczycielkę gdzieś. Po prostu przedmiot ten traci u mnie na wartości przez poziom, na jakim jestem zmuszony się go uczyć. Oczywiście, mógłbym się cieszyć, że mam piątki za darmo, chodzić na każdą lekcję z poczuciem, że to szansa na ponowne dopełnienie rubryki z ocenami, ale tak, ja jestem dziwny sądząc, że podwaliną sukcesu jest jakaś tam współmierna praca, a takie zbieranie owoców za darmo jest mało przekonujące.
Chodzisz do danego typu szkoły, więc musisz się podporządkować, to przecież tak naturalne, jak jazda lewą strona ulicy w Anglii ... nie będziesz się tam upierał, że to bez sensu i jeździł prawą?
Jasne, że nie, ale kto powiedział, że trzeba do celu dojechać głównymi drogami, sugerując się znakami?
Nie dziw się, że nauczyciele egzekwują to co muszą egzekwować.
Ależ ja się nie dziwię, darzę ich wielkim szacunkiem, chętnie też pomagam, gdy w grę wchodzą jakieś prace związane z treścią i formą spokrewnioną z informatyką, chociaż moja doba ma zazwyczaj kapkę więcej niż 24 godziny. A przecież mógłbym odklepać w szkole swoje, pójść do domu i zająć się swoimi sprawami.
Tyle powodów nieobecności? Bo kurs prawa jazdy, bo wyjazd, bo "problemy komunikacyjne"?! Ja pierdzielę, chłopie, z każdej pracy Cię zwolnią po tygodniu, a własną firmę doprowadzić do upadku z takim podejściem ...
Spokojnie, w wolnych chwilach pracuję na umowę o dzieło w pewnej firmie i radzę sobie. Mieszkam na wsi, gdzie jedyne busy jakie tutaj jeżdżą rządzą się trochę swoimi prawami. Nie wyczaruję w 5 minut dodatkowego sposobu na dojazd.
Czemu taki geniusz nie miał indywidualnego toku nauczania?
Geniusz...

Prędzej osoba, która chce coś osiągnąć kosztem miesiąca nieobecności.
Ja myślę, że nie "wzmacniasz dobrego imienia szkoły" tak nonszalancką postawą.
Może i nie, ale fajnie się później w rankingach wpisuje w olimpiadach kolejne liczby oraz chwali się na zewnątrz projektami, które non-profit przez ładne tygodnie wykonuję w pocie czoła. Nie mówiąc już o pomocy w zarządzaniu stroną szkoły i gazetką szkolną (o, całkiem przypadkiem w wygrywanych przez nią konkursach obok nazwy jest szkoła). Ale ja za to nic nie wymagam, choć kapką zrozumienia bym naprawdę nie pogardził.
Czy ten "dodatkowy" język jest w Twojej szkole nieobowiązkowy?
Jesli jesteś uczniem szkoły średniej,to chyba nie ma takiej kategorii jak "język dodatkowy"?
W programie LO jest przewidziana obowiązkowa nauka dwóch języków obcych.
I z obu musisz uzyskać pozytywną ocenę, by być klasyfikowanym do następnej klasy.
Jasne, że tak... jest po prostu język "główny" i "dodatkowy", które różnią się ilością godzin w tygodniu.
Jeżeli nie było Ciebie na większości lekcji, a co z tym zapewne związane nie masz prawdopodobnie ocen z tego przedmiotu to nauczyciel nie ma po prostu podstaw do wystawienia oceny.
Mam jedną, ale chyba możliwość napisania zaległego sprawdzianu i ew. ocena jakiegoś zadania, co byłoby jednoznaczne z uzyskaniem przeze mnie odpowiedniej ilości ocen do klasyfikacji nie byłoby jakimś wielkim problemem.
Jeśli jesteś tak dobry z tego przedmiotu, jak sugerujesz, to z pewnością nie będziesz miał żadnych problemów z zaliczeniem egzaminu klasyfikacyjnego nawet na bardzo dobrą ocenę - tym samym udowodnisz swoje umiejętności.
Ani słowa. Wolałbym po prostu załatwić to jakoś polubownie.
I nic nie stoi na przeszkodzie, byś mimo egzaminu klasyfikacyjnego uzyskał świadectwo z czerwonym paskiem, o ile Twoje sprawowanie nie zostanie obniżone w związku z Twoim dosyć niefrasobliwym postępowaniem.
Hah, nie o pasek mi chodzi. Przygotowania do olimpiady pochłonęły również mój czas do nauki innych przedmiotów, więc mam z nich gorsze oceny, ale zaraz po olimpiadzie wszystko nadrobiłem. Także nie kwestia paska, a samego faktu bycia nieklasyfikowanym.
Czy zauważasz w ogóle w swoim postępowaniu jakiekolwiek uchybienia, czy też sądzisz, że winę za egzamin klasyfikacyjny ponosi szkoła i nauczyciele, którzy nie zauważają po prostu Twoich fantastycznych wcześniejszych osiągnięć ( świadectwa z czerwonym paskiem), a pani od niemieckiego nie zwraca uwagi na Twoje osiągnięcia w innych dziedzinach?
Niepotrzebna uszczypliwość. Jasne, że widzę moje uchybienia i gdybym mógł przewidywać przyszłość na pewno inaczej potoczyłaby się sprawa moich obecności.
Dlaczego nie rozmawiałeś nauczycielką wcześniej o problemach związanych z obecnością na zajęciach? Na pewno można było te problemy jakoś kulturalnie i zgodnie z przepisami rozwiązać.
Nie było wcześniej tego problemu, dopóki nie wyjechała na jakiś czas i nie mieliśmy lekcji przez 6 tygodni, do tego czasu zaraz po olimpiadzie regularnie nadrabiałem nieobecności.
Mam nadzieję, że będzie to dla Ciebie jakąś nauczką na przyszłość. być może w przyszłym roku poważniej i bardzie odpowiedzialnie podejdziesz do swoich obowiązków ucznia.
Jeśli "bardziej odpowiedzialnie" oznacza z większą korzyścią dla obecności na niemieckim kosztem cennej wiedzy i przygotowania do kolejnych konkursów i olimpiad, z których chciałbym coś osiągnąć, to chyba szczerze wolę pozostać nieodpowiedzialnym szczeniakiem. Liczę na pomyślniejsze zbiegi okoliczności od losu.