Jestem całym sercem ZA likwidacją gimnazjów. Nie obchodzi mnie ratowanie miejsc pracy zatrudnionych tam nauczycieli, bo to głupi argument w sytuacji ogromnych kosztów społecznych. Zresztą część tych nauczycieli spokojnie znalazłaby zatrudnienie w powiększonych podstawówkach i liceach.
Mam jednak wrażenie, że o ile pewne patologie wytworzyły się z powodu utworzenia gimnazjów, o tyle proces odwrotny już niekoniecznie spowoduje cofnięcie tych patologii. Nawet w dłuższym okresie czasu.
A dlaczego? Otóż będę teraz trochę wieszać psy na nauczycielach gimnazjów, ale proszę nie brać tego osobiście, bo ja tu piszę bardziej systemowo.
Mam wrażenie, że tworząc gimnazja, nie tylko utworzono nowe grupy uczniów (ten aspekt celowo tutaj pominę, choć ma on oczywiście istotne znaczenie), ale i nowe grupy nauczycieli, częściej młodych (ci doświadczeni, z dłuższym stażem zazwyczaj zostawali w podstawówkach, młodsi musieli szukać pracy w nowo tworzonych gimnazjach). Była to grupa nauczycieli podatnych na różne nowoczesne szkolenia, "rozumiejących ucznia" (czyli częściej pobłażających), stosujących nowoczesne metody dydaktyczne (np. wszelkie premiowane prace w grupach, projekty, nie-projekty) i nowoczesne, trendy-pedagogiczne metody wychowawcze. Doszło stosowanie przeróżnych PROCEDUR, czyli sztywnych, opracowanych przez wyszkolonego w tym celu np. pedagoga, schematów zachowań, z jednoczesnym wciskaniem kitu, że tak nie wolno, to jest karalne, to niegodne, to zabronione, uczenie porównywania przemocy i agresji, uczuć i emocji, bulimii i anoreksji, radzenia sobie ze stresem, tolerancji i innych mdłych tematów). Doprowadziło to moim zdaniem do zmiany podejścia nauczycieli do kwestii wychowania i samego dyscyplinowania uczniów.
Już nie wolno było spontanicznie "wziąć za mordę" czy zdrowo zrugać za jakiś występek, tylko trzeba było najpierw odbyć szkolenie pt. "Jak postępować z trudnym uczniem", na którym dowiedziano się, ze każdy z nas może mieć gorsze dni, że ten uczeń jest w trudnej sytuacji rodzinnej, albo że należy w takiej sytuacji zastosować komunikaty "ja" oraz nazywać swoje uczucia itp. Dodatkowo weszły do szkół punkty, więc taki nauczyciel już po szyję uzbrojony w narzędzia "dyscyplinowania" szedł do boju i... zostawał sprowadzany do pionu lub co najmniej wyśmiany przez samych uczniów.
Długo by o tym pisać, wiele z tych problemów wałkowaliśmy niestrudzenie na forum, Cytryn często ma celne spostrzeżenia na ten temat.
Tu właśnie widzę winę systemu, a nie samych nauczycieli gimnazjów. Sama byłam ofiarą tego systemu. Jednak uważam, że nauczycielami gimnazjów łatwiej można było sterować ze względu na to, że byli statystycznie młodsi i na dorobku.
Podsumowując, zmiany systemowe są uważam konieczne, ale wątpię, by obecny rząd był zainteresowany kierunkiem tych zmian, jakiego oczekuje społeczeństwo.
Tak więc Janku Wiśniewski, śpij spokojnie.
