iluka pisze:Czas może spróbować czegoś nowego. Szacunku dla książki wypożyczanej.
Lavender pisze:Elementarz jest pierwsza taka prawdziwa od serca książka i myśle ze fajnie, kiedy pachnie on drukiem, jest nowiutki i przypisany, stworzony do tego jednego, jedynego dziecka.
Idea przechodniego podręcznika jest bardzo zachwalana przez większość rodziców, także nauczycieli, przede wszystkim jednak ze względów finansowych.
Nauczyciele zaś jako zwolennicy skupiają się często na możliwości nauki poszanowania książki, a przeciwnicy opowiadają się za nowością książki, dla każdego pierwszaka. Ja mam jeszcze inne przemyślenia. Biorąc pod uwagę, że przechodnie książki mają przyszłościowo dotyczyć nie tylko klas pierwszych, ale i starszych, nikt nie zwraca uwagi na to, że dziecko po każdym roku będzie musiało oddać swoje podręczniki i nie będzie miało już okazji z nich korzystać w następnych latach. A przecież musi się przygotować do sprawdzianu 6-klasisty. Być może będzie potrzeba, by zajrzeć do omawianych np. 2 lata wcześniej materiałów.
Sama pamiętam, jak za moich szkolnych czasów książki można było wypożyczyć z biblioteki. Bardzo dobrzy uczniowie dostawali mniej zniszczone, tym słabszym trafiały się gorsze. Ale ZAWSZE rodzic jeśli miał ochotę i kasę, mógł dziecku kupić nową pozycję.
Pamiętam, że nie raz, brakowało mi tych zwróconych do biblioteki. Nawet za czasów licealnych, w pewnym momencie przydałaby się książka do biologii z 7 klasy - bo tam był super rozrysowany układ krwionośny, albo doskonałe zestawienie dotyczące komórki, itp. A tu klapa, książek w domu już nie miałam.
I inna sytuacja już w liceum. Książki z historii mieliśmy tragiczne, nic w nich nie było, napisane trudnym językiem, zawiłe. Na lekcjach profesorka wykładała zupełnie coś innego. Jakże byłam szczęśliwa, gdy odkryłam starą książkę mojej mamy, w której napisano "tocia w tocię" to, co mówione było na wykładach. Miałam się z czego uczyć, uzupełniać lekcyjne notatki. Rewelacja. A gdyby tak moja mama musiała oddać swoją historię do biblioteki...?
Prawdopodobnie do podręcznika z klasy 1 nikt nie będzie miał potrzeby zaglądać edukacyjnie. Ale za to jaki sentyment, gdy przeglądam moje zerówkowe "Mam 6 lat".
Dlaczego nikt nie pomyśli o kompromisie. Wydawnictwa dostały już nauczkę, za wywindowanie cen książek. Niech raczej rząd sprawi, były ich ceny nie były z kosmosu. Niech będą egzemplarze dostępne w bibliotekach, gdzie potrzebujące osoby wypożyczą sobie daną książkę na rok. Ale niech chętni mają też możliwość zakupu nowego podręcznika, podręcznika który zostanie w domu, do którego rodzice będą powracać ze swą pociechą choćby w czasie wakacji
