Naprawmy edukację

tu rozmawiamy o wszystkim czasami poważnie, czasami z przymrużeniem oka

Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-03-17, 00:16

Dyslektyk w polskiej szkole - opublikowano też na stronie ekspertów dobrych zmian w edukacji.
Około 10-14 procent uczniów cierpi na dysleksję. U mniej więcej 4% ma ona postać nasiloną. Często występuje łącznie z ADHD. Dysleksja ciągle pozostaje niezbadana. Nie opracowano jeszcze uniwersalnych metod radzenia sobie ze skutkami dysleksji nasilonej. U osób z tą dysfunkcją umiejętność czytania opóźnia się o 3-4 lata, a niejednokrotnie do jej opanowania może nie dojść nigdy. Tak jak osoba niewidoma wyrabia sobie umiejętności pozwalające jej funkcjonować pomimo nieszczęścia, tak osoby z dysleksją nasiloną wyrabiają sobie zdolność zdobywania wiedzy, pomimo braku umiejętności czytania. Rozwijają myślenie niewerbalne, czyli myślenie obrazami. Powszechna dostępność programów edukacyjnych, intuicyjność obsługi programów komputerowych oraz wielu urządzeń, a dyslektycy górują nad rówieśnikami rozumowaniem intuicyjnym sprawia, że dyslektycy należą w szkole do uczniów górujących nad innymi w zakresie wiedzy pozaszkolnej. Wiedza szkolna wyrażana werbalnie jest im obca i jest nie do przyswojenia. Tak jak kiedyś zaprzestano zmuszania uczniów leworęcznych do pisania prawą ręką, tak obecnie czas skończyć z zadręczaniem dyslektyków wymaganiem, żeby pisali ręcznie i rozumowali werbalnie. Świat kieruje się zasadą, że w szkole należy u ucznia rozwijać jego szczególne umiejętności. Wydaje się, że kolejni Ministrowie Edukacji Narodowej okazywali się odporni na wiedzę, iż na świecie coraz częściej dyslektyków z uwagi na odmienny sposób myślenia, czyli według Profesora Galaburdy posiadających odmienne zdolności, uważa się za osoby niepełnosprawne. Nie uwzględniali, że w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka napisano: wszystkie ludzkie istoty są wolne i równe pod względem godności i praw. Aby osiągnąć ten cel, wszystkie społeczeństwa powinny szanować odmienność w swoich społecznościach oraz starać się zapewnić osobom niepełnosprawnym pełnię praw człowieka: cywilnych, politycznych, społecznych, ekonomicznych i kulturalnych - gwarantowanych w rozmaitych międzynarodowych Konwencjach, w Traktacie Unii Europejskiej i konstytucjach poszczególnych krajów. Nie uwzględniali też, że Sygnatariusze Deklaracji Madryckiej apelują, iż nie wolno tworzyć sztucznych barier, które powodują, że osoby niepełnosprawne nie są w stanie ich pokonać i przez to są wypychane z nurtu życia społecznego. W zakresie dysleksji MEN ciągle jawi się jako siermiężny przedstawiciel czwartego świata. Nazbyt pospieszne wprowadzenie reformy oświaty sprawiło, że prawa dyslektyków nie zostały uwzględnione. Co prawda wprowadzono obowiązek dostosowania wymagań edukacyjnych do możliwości i potrzeb rozwojowych dyslektyka, jednak nauczyciele go nie uwzględniali i głosili, że każdego ucznia obowiązują wymagania wynikające z podstawy programowej. Problem ten był od 2000 roku zgłaszany przez warszawskie rady rodziców. Odbyło się kilka narad w Mazowieckim Kuratorium Oświaty, prowadzonych przez Panią A. Milewską. Uczestniczyli w nich doświadczeni wizytatorzy. Zostałem wydelegowany przez rodziców do prowadzenia rozmów w MENiS -ie. Doprowadziłem do wydania oficjalnej wykładni przepisów o dostosowaniu wymagań ( pismo MENiS DKOS - 620 - 47/03/RP) zawierającej sformułowanie: Wymagania należy ustalać na takim poziomie, by uczeń mógł im sprostać i by skłaniały go do odpowiedniego wysiłku oraz zapewniały otrzymywanie ocen motywujących do wytężonej pracy, wykorzystując w tym celu pełną skalę ocen. .. Wymagania te powinny zapewnić realizacją celów edukacyjnych wynikających z podstawy programowej w takim stopniu , w jakim jest to możliwe ze względu na występujące u ucznia trudności w uczeniu się. Zgodnie z przepisami rozporządzenia nauczyciel był zobowiązany informować ucznia i jego rodziców o ustalonych wymaganiach. Skoro były one, bo musiały być, znacząco odmienne od wymagań obowiązujących uczniów pozostałych, nauczyciel musiał podać jej na piśmie. Mazowieckie Kuratorium Oświaty stanowczo tego wymagało, a Wizytatorzy pobierali kopie wymagań ustalanych dla dyslektyków. Trafiały one do MENiS - u. Ministerstwo zyskało świadomość, że bardzo często, z uwagi na werbalny charakter wiedzy z podstawy programowej, dyslektyk przerabia ją jedynie w 20 - 30 % . W tym czasie Biuro Edukacji m. st. Warszawy zapewniało dyslektykom ścieżkę nauki w szkołach średnich, w tym w liceach ogólnokształcących. Ocenianie realizowane według opisanej wykładni powodowało, że dochodzili oni do matury. To było dla nich bardzo ważne. Zdana matura podbudowywała psychikę. Dawała wiarę w siebie. Była też ważna, ponieważ wiele z tych osób nie jest w stanie pracować fizycznie, a bez matury trudno znaleźć odpowiednie miejsce. Jakie skutki w psychice młodego człowieka, który latami walczył ze swoją słabością, wywołało zdarzenie, że na koniec poszedł na egzamin maturalny, a tam dano mu pytania z tego, czego się nie uczył i powiedziano, nie nadajesz się? Ministerstwo postanowiło rozwiązać ten problem wprowadzając przepis: § 59. 9. Szczegółowe kryteria oceniania arkuszy egzaminacyjnych, o których mowa w § 98 ust. 1, uwzględniają indywidualne potrzeby psychofizyczne i edukacyjne absolwentów, o których mowa w ust. 1. Jego uwzględnienie wymagało do OKE ograniczenia oceniania matury dyslektyka do zadań wyłącznie z zakresu przerobionego w szkole. Opisany przepis, chociaż obowiązywał przez kilka lat, nigdy nie wszedł w życie. Dowiedział się, że Dyrektor OKE otrzymał od Minister Katarzyny Hall zakaz jego uwzględniania. W mojej opinii, Pani Minister Katarzyna Hall podjęła otwarte zwalczanie dyslektyków. Kulminacją było ogłoszenie przez wiceministra edukacji, Pana Zbigniewa Marciniaka, że dysleksja nie istnieje. Kuriozalność tej wypowiedzi była nie do pojęcia. Poradnie Psychologiczno-Pedagogiczne, agendy MEN, wydawały uczniom opinie i orzeczenia, w których znajdowało się potwierdzenie dysleksji. Uczeń w dobrej wierze przynosił otrzymany dokument do szkoły. Tam niejednokrotnie słyszał, jesteś oszust, leń i kombinator. Zostałeś zdemaskowany przez Ministerstwo Edukacji, które ogłosiło, że dysleksji nie ma. Dlaczego podjęto taką akcję przeciwko tysiącom dyslektyków? Przecież oni nic złego Pani Minister nie zrobili. Chyba podjęła ich zwalczanie tylko dlatego, że żyli. Zasadniczy cios dyslektykom zadał Dyrektor CKE. Ustalił, że maturę może na komputerze pisać tylko zdający, u którego poziom dysgrafii uniemożliwia odczytanie pisma ręcznego. Od pracowników CKE dowiedziałem się, że zasadę tą zarekomendowało Polskie Towarzystwo Dysleksji. Z początku wydało mi się to dziwne. Każdy, kto posiada choćby elementarną znajomość dysleksji wie, że czytanie i pisanie jest dla dyslektyka bardzo męczliwe. Co z tego, że mozolnie wyeliminował on dysgrafię, jeżeli na maturze jest w stanie napisać ręcznie jedynie kilka zdań. Gdyby już w szkole pozwolono mu pisać na komputerze, prawdopodobnie zdałby maturę. Moim zdaniem dopuszczenie używania w szkołach komputerów przez dyslektyków byłoby zabójcze dla interesów Polskiego Towarzystwa Dysleksji, w tym dla osób związanych z tą organizacją. Uważam, że wtedy spadło by zainteresowanie kupnem materiałów i szkoleniami, zwłaszcza dotyczących tzw. metody dobrego startu w wersji opracowanej przez Panią Profesor Martę Bogdanowicz. Z informacji uzyskiwanych od pracowników MEN wynika, że PTE było podstawową siłą ekspertską w opracowywaniu zasad rozpoznawania dysleksji w PPP. Prawdopodobnie dobrano je tak, żeby spowodować wysyp dyslektyków, a raczej pseudodyslektyków. Stąd w niektórych szkołach za dyslektyków uznaje się 40 % uczniów. To dobrze służy interesom TPD. Ciekawym jest, że Pani Katarzyna Hall, której zastępca ogłosił, iż dysleksja nie istnieje, po skończeniu kadencji otrzymała godność honorowego członka TPD. Moim zdaniem, po Pani Hall pozostali w MEN zaufani strażnicy dobrych interesów. Oglądając dostępną w internecie retransmisję z posiedzenia komisji senackiej, na której prowadzący obrady, Pan Profesor Kazimierz Wiatr odczytał fragment mojego pisma, czym wywołał dyskusję o dostosowaniu wymagań widać, że były tam osoby z MEN, które pilnowały, żeby Pani Minister, jako osoba niewtajemniczona, nie chlapnęła w tej sprawie czegoś, co mogłoby zaburzyć opisywane interesy. Gdyby sprawdzić jakie kwoty grosza publicznego wpłynęły do TPD lub płynęły via TPD, być może rzucone było by nowe światło na opisane zależności. Wygląda na to, że jedna tylko organizacja biznesowa, ukrywająca się pod mianem stowarzyszenia, w imię swoich partykularnych interesów, prawdopodobnie zmajoryzowała Ministra konstytucyjnego. Można postawić hipotezę, że politykę bardzo szkodliwą dla tysięcy młodych ludzi podjęto interesie tej organizacji. Chyba poświęcono tysiące młodych ludzi, żeby lepiej zarabiać. Ogrom szkód społecznych, związanych z niszczeniem psychiki tysięcy młodych ludzi, spowodowanym ministerialnym zwalczaniem dyslektyków jest nie do opisania. Ich skala jest nieporównywalnie większa od skutków okropieństw nadużywania władzy w mrocznych obszarach PRL - u. Czy Pani Anna Zalewska zmierzy się z tą sprawą i podejmie trud choćby częściowego naprawienia zła, wyrządzonego przez Jej poprzedniczki? Problem dyslektyka w polskiej szkole jest problemem sztucznym, rozdmuchanym do nieprawdopodobnych rozmiarów, prawdopodobnie wyłącznie w interesie TPD. W istocie, żeby go nie było, wystarczy przywrócić przepisy uchylone przez Panią Katarzynę Hall, nadać rangę przepisu ustawowego opisanej powyżej wykładni pojęcia dostosowania wymagań oraz dopuścić używanie przez dyslektyków komputerów na lekcjach. Należy tez zaprzestać napuszczania nauczycieli na dyslektyków, zwłaszcza przez głoszenie absurdalnej tezy, że nauczyciel na lekcji w klasie 25 osobowej musi dostosowywać metody pracy do jednego dyslektyka w klasie. To nie jest możliwe. Jak dyslektyk wyposażony w komputer, nie nadąży za danym tematem, zacznie indywidualną pracę z programem wskazanym przez szkolnego specjalistę od dysleksji. Mając zajęcie nie będzie uciążliwy dla nauczyciela. Będzie miał szansę rozwijania się i zdobywania wiedzy, nawet większej, niż inni uczniowie, chociaż będzie to trochę inne wiedza. Zapewnienie tym osobom odmiennych ścieżek edukacyjnych na poziomie ponad gimnazjalnym i ponad licealnym, co jest wyzwaniem stojącym przed Panią Minister Anną Zalewską z pewnością sprawi, że znajdą one miejsce w społeczeństwie.

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-03-24, 01:47

Nudna szkoła (opublikowano też na stronie ekspertów Dobrych zmian)
Polska szkoła nie nadążyła za duchem czasu. W powszechnej opinii uczniów jest nudna. Większość nauczycieli traci autorytet. Są uważani przez uczniów za nudziarzy. Uczniowie się z nich skrycie śmieją. Uważają jednak, że trzeba się z tym maskować, żeby nie podpaść. Wiedzą, że to ważne. Nadejdzie koniec semestru i nauczyciel ogłosi niepokornego "zagrożonym". Na moim blogu jedna z nauczycielek otwarcie przyznała, że groźba pozostawienia ucznia na drugi rok, jest jedynym instrumentem dyscyplinowania uczniów, jaki jeszcze pozostał w ręku nauczyciela. Pojawiają się nawet propozycje zastosowania tej metody wobec najzdolniejszych, ale niepokornych. Jej zwolennicy postulują, żeby promocję mogła wstrzymać ocena naganna ze sprawowania. Albert Einstein napisał: "Najgorzej jak szkoła ucieka się do takich metod jak zastraszanie, przemoc czy sztuczny autorytet. Metody te niszczą u uczniów naturalne odruchy, szczerość i wiarę w siebie, czyniąc z nich ludzi uległych." Nudność i brak autorytetu polskiej szkoły sprawił, że postanowiono systemowo niszczyć samodzielność i kreatywność uczniów oraz ich wiarę w siebie, żeby byli posłuszni i ulegli wobec nauczycieli. Wielu nauczycieli głosi, że innej metody zapewnienia dyscypliny w szkole niż utrzymywanie uczniów w strachu, już nie ma, a ten kto głosi co innego, to się po prostu nie zna. Jednak uczniowie już tacy pozostaną w życiu dorosłym, chociaż w testach PISA wypadną dobrze. Oparcie edukacji szkolnej na utrzymywaniu uczniów w poczuciu strachu i wymuszaniu uległości oraz pozbawianiu ich samodzielności i kreatywności czyni każdemu z nich wielką krzywdę na całe życie i jest wysoce szkodliwe społecznie. Koniecznym jest zastanowienie się nad przyczyną takiego stanu rzeczy i szukanie innej drogi. Jest naturalnym, że uczniowie przychodzą do szkoły licząc, że znajdą tam wiedzę zaspakajającą ich naturalną ciekawość świata. Kilkanaście lat temu nauczyciel był dla ucznia najważniejszym źródłem wiedzy. Był guru. Dzisiaj już nie jest. Młodzi ludzie korzystają z internetu, w tym googli, udostępnianych wzajemnie linków, programów edukacyjnych w telewizorze. Żyją w zupełnie odmiennym środowisku informacyjnym niż szkoła. Nauczyciele utracili swoją atrakcyjność. W oczach uczniów stali się reliktami ze świata, który minął. Czy jest to ich wina. Nie jest. To kolejni Ministrowie Edukacji nie zauważyli i nie uwzględnili, że szkoła będzie mogła właściwie spełniać swoją rolę, jeśli nadąży za światem. Jeśli będzie funkcjonować w takim samym środowisku informacyjnym jak uczniowie. Nie da się tego osiągnąć bez sal audiowizualnych, szerokopasmowego internetu, komputera na każdej ławce, służbowego laptopa dla każdego nauczyciela. Nie da się tego osiągnąć bez udostępnienia nauczycielom odpowiednich programów, umożliwiających prezentację wiedzy z wykorzystaniem technik audiowizualnych, w sposób atrakcyjny dla uczniów.
Ostatnio zmieniony 2016-03-25, 01:12 przez zmzm99, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: haLayla » 2016-03-24, 18:55

Na uczelni są takie bajery o których wspominasz. Skutkiem tego zamiast wykładu lecą nudne slajdy. Samo wyposażenie nie wystarczy, jeżeli nie nauczy się ludzi korzystać z technologii.
<3

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-03-24, 21:55

haLayla pisze:Na uczelni są takie bajery o których wspominasz. Skutkiem tego zamiast wykładu lecą nudne slajdy. Samo wyposażenie nie wystarczy, jeżeli nie nauczy się ludzi korzystać z technologii.

Masz rację.

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-03-25, 01:11

Multimedialna lekcja szkolna ( opublikowano także na stronie ekspertów Dobrych zmian)
Na początku lat siedemdziesiątych grupa uczniów Technikum Radiotechnicznego w Dzierżoniowie, do której należałem, podjęła przygotowywanie multimedialnych lekcji z języka polskiego. Mieliśmy do dyspozycji profesjonalne studio radiowe, wzmacniacze, głośniki, rzutnik oraz źródła światła. Szybko zauważyliśmy, że multimedialna lekcja ma sens, jeśli jest profesjonalnie opracowanym spektaklem. Na początku pojawiała się muzyka wprowadzająca słuchaczy w odpowiedni nastrój i sprzyjająca koncentracji. Coś w rodzaju uwertury. Potem były wyświetlane slajdy, którym towarzyszył odpowiedni podkład muzyczny oraz komentarz nagrany przez sprawnego lektora. Prezentowanie takiej porcji wiedzy nie mogło trwać dłużej niż pięć minut, żeby utrzymywać uczniów w napięciu i koncentracji. Następnie do akcji wkraczał nauczyciel komentujący i wyjaśniający zaprezentowana treści i, jak się obecnie mówi, moderujący dyskusję. W tym czasie muzyka nie milkła, jedna stanowiła jedynie tło. Wyświetlane były slajdy, na przykład z sentencją wartą zapamiętania. W trakcie dyskusji następowało pewne rozluźnienie, które było konieczne, ponieważ uczeń nie jest w stanie utrzymywać pełnej koncentracji przez całe 45 minut. Na znak nauczyciela odtwarzana była kolejna uwertura i następował kolejny pokaz slajdów, oprawiony muzycznie i komentowany przez lektora. W czasie jednej lekcji udawało się przerobić maksimum trzy takie pokazy. Lekcja kończyła się muzyką relaksacyjną, mając doprowadzić do rozluźnienia i ustania napięć. Lekcje te pozostawały nam w pamięci, dawały tematy do rozmów pozaszkolnych. Tamte doświadczenia pozwalają mi na stwierdzenie, że multimedialne lekcje szkolne powinny być opracowane przez interdyscyplinarne zespoły profesjonalistów. Tylko w takim przypadku będą miały odpowiedni poziom merytoryczny oraz co bardzo ważne, artystyczny. W zespole powinni być nauczyciele, zapewniający odpowiedni dobór przekazywanych treści, metodycy, specjaliści opracowujący zawodowo komentarze, muzycy zwani żargonowo oprawcami, specjaliści od animacji komputerowych oraz montażu całego materiału, znawcy filmotek i fonotek oraz wielu innych. Jednak najważniejszy w zespole jest dobry reżyser filmowy, bo on najlepiej wie, jak zaprezentować dany temat, dotrzeć do uczniów i wywołać emocje. Nie powinno zabraknąć uczniów wskazujących odpowiednią muzykę oraz aktorów i raperów. Pierwsze zespoły powinny wypracować wymagania, jakie powinna spełniać dobrze opracowana lekcja, zweryfikowana w szkołach pilotażowych. Może to pozwolić na zamawianie kolejnych lekcji u producentów zewnętrznych. Nie każda lekcja powinna być spektaklem. W przypadku matematyki czy fizyki powinny to być odpowiednie gry. Kompleksowo opracowany semestr powinien obejmować także lekcje powtórkowe , zapewniające ugruntowanie materiału oraz sprawdziany. Czy opracowane centralnie lekcje multimedialne spotęgują unifikację oświaty? Niekoniecznie. Wystarczy zadbać o odpowiednie wariantowanie programów. Czy polski nauczyciel da radę prowadzić opisane lekcje? Ma przygotowanie merytoryczne w danym temacie. Potrafi rozmawiać z klasą i moderować dyskusję. Nauczyciel ma też odpowiednie doświadczenie, bo na co dzień prowadząc lekcje, jest w istocie aktorem na scenie. Dlatego można twierdzić, że każdy nauczyciel bez problemu poprowadzi lekcję multimedialną. Wystarczy dać mu do dyspozycji salę multimedialną oraz program w postaci opracowanej lekcji.

Awatar użytkownika
haLayla
Posty: 3775
Rejestracja: 2008-08-24, 00:28
Kto: uczeń
Przedmiot: Inne
Lokalizacja: małopolskie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: haLayla » 2016-03-25, 19:20

Pomysł przedni. Tylko jak zwykle świat idei będzie musiał zderzyć się z przebrzydłą materią i pokonać jej opór. A to jest w obecnym systemie niewykonalne. Mało czasu mają nauczyciele, a mają go mieć jeszcze mniej.
<3

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-03-25, 23:36

haLayla pisze:Pomysł przedni. Tylko jak zwykle świat idei będzie musiał zderzyć się z przebrzydłą materią i pokonać jej opór. A to jest w obecnym systemie niewykonalne. Mało czasu mają nauczyciele, a mają go mieć jeszcze mniej.

Chociaż jest wielu nauczycieli, którzy potrafią przygotować opisywaną lekcję multimedialną, to jednak szansa, że to zrobią jest niewielka. Koniecznym jest zatrudnienie specjalistów, chociażby muzyka czy grafika. Odpowiednie przygotowanie takiej lekcji wymaga kilkudziesięciu godzin pracy i nakładów w kwocie kilkunastu tysięcy złotych, a może nawet kilkudziesięciu. Nauczycieli na to nie stać. Program lekcji multimedialnej to narzędzie pracy nauczyciela, które powinno być mu udostępnione przez pracodawcę, w tym przypadku przez Ministra Edukacji Narodowej. Czy to się przebije. Wcześniej czy później, na pewno. Lepiej, żeby wcześniej.

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-03-28, 21:56

Prawa uczniów
Z pewnością znakomita większość nauczycieli z przykrością patrzy na przypadki łamania praw ucznia. To nie nauczyciele lecz prawo oświatowe pozbawiło uczniów ich praw podmiotowych. Bywają jednak nieliczni nauczyciele, którzy wykorzystują sytuację. Chociaż to margines, trzeba o tym myśleć i rozmawiać, bo działają, jak łyżka dziegciu w beczce miodu. Zgodnie Art. 87 Konstytucji RP źródłami powszechnie obowiązującego prawa Rzeczypospolitej Polskiej są: Konstytucja RP, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia, a także akty prawa miejscowego. Tymczasem przepisy punktu 7) Art. 60 ustawy o systemie oświaty wprowadzają nowe, nieznane Konstytucji źródło prawa obowiązującego uczniów polskich szkół. Stanowią one, że prawa i obowiązki uczniów są ustalane w statutach szkolnych. Statuty szkolne ustalane przez organy założycielskie lub rady pedagogiczne. Tak więc Art. 60 ustawy o systemie oświaty ustanowiono nowe, nieznane Konstytucji RP organy niesłusznie uprawnione do stanowienia prawa. Niewątpliwie statuty szkolne w części dotyczącej ustalania praw i obowiązków uczniów zasługują na uznanie za nieważne. Zapisy statutów przewidujące karanie uczniów, pozostają też w rażącej sprzeczności z przepisami ustawy o postępowaniu wobec nieletnich. Jej Art. 5. stanowi, że wobec nieletniego mogą być stosowane środki wychowawcze oraz środek poprawczy w postaci umieszczenia w zakładzie poprawczym. Kara może być orzeczona tylko w wypadkach prawem przewidzianych, jeżeli inne środki nie są w stanie zapewnić resocjalizacji nieletniego. Jeśli w danej klasie będzie uczeń zdemoralizowany, rozwali cały wysiłek nauczyciela. Zgodnie z prawem taki problem powinien być rozwiązywany przez Sąd rodzinny, a nauczyciela nie można tym obciążać. Wiele statutów szkolnych zawiera przepis przewidujący zawieszenie prawa do udziału w wycieczkach i imprezach organizowanych przez szkołę. Pozbawienia on ucznia prawa do niektórych form nauki. Jest to kara nie dość, że bezprawna, to na dodatek naruszająca Art. 70 Konstytucji RP. Przepis punktu 7) Art. 60 ustawy o systemie oświaty ma zatem znaczenie zasady wyłączającej przestrzeganie praw ucznia w szkole. Jego przykładowe skutki opisał w piśmie z dnia 28 grudnia 2012 (ZEW/500/38/2012/ESn) Rzecznik Praw: ... Wśród 160 zarejestrowanych spraw "przemocowych" związanych z agresją w szkołach ( stan na 16 października 2012 r.) 100 dotyczyło przemocy ze strony osób dorosłych (nauczycieli i dyrektorów szkół). Zgłaszana przemoc polegała m.in. na straszeniu ucznia brakiem promocji, wypowiadaniu sarkastycznych uwag, ośmieszaniu ucznia na forum klasy (m.in. wygląd zewnętrzny, sytuacja rodzinna), biciu, popychaniu, krzyczeniu, kierowania do ucznia obraźliwych epitetów, wulgaryzmów, stosowaniu kary "kozy", wypraszaniu z klasy. .... Wagę przedstawionego problemu potwierdza raport "Przemoc w szkole 2011", przygotowany przez grupy wydawnicze Media Regionalne i Polskapresse oraz Fundację Orange. Zwrócono w nim uwagę, że 20 % uczniów zostało upokorzonych przez nauczyciele, a podobna liczba badanych twierdziła, że nauczyciel używał wobec nich obraźliwych słów. Jeden na siedmiu uczniów był przez nauczyciela straszony, a co dwudziesty ( 5 %) doświadczył ze strony nauczyciela agresji fizycznej ( był szturchany, potrącany, uderzony). 13% uczniów zostało wyrzuconych za drzwi.
W państwie totalitarnym rządzono przemocą i strachem. Każdy obywatel wiedział, że władza coś na niego ma, i jak zechce wykorzysta to. Szkoła w tamtej rzeczywistości siłą rzeczy opierała swoje funkcjonowanie na zastraszaniu uczniów. Bezpośrednio dotyczyło to ich niewielkiej części, ale pozostali wiedzieli, że jakby co, mogą w każdej chwili zostać dołączeni do grona represjonowanych. Edukacja jest jedynym obszarem, który nie podlegał lustracji i związanemu z nią zanegowaniu metod funkcjonowania rodem z państwa totalnego. Nauczyciele z epoki totalitaryzmu pozostali na swoich stanowiskach i przekazywali swoje metody pracy młodszym koleżankom i kolegom, w szczególności przekazywali im zasady sprawowania "władzy ocen". Wielu młodych nauczycieli przyjęło te metody w dobrej wierze, bo uznali je za doświadczenia zawodowe. Niestety niektórzy przyjęli je dla wygody, bo łatwiej jest utrzymywać klasę w posłuszeństwie strachem, niż porwać ją swoim autorytetem i prowadzeniem ciekawych lekcji. Są tacy nauczyciele, na szczęście nieliczni, którzy nawet sobie nie wyobrażają, że stosunki w szkole mogą być kształtowane inaczej niż poprzez przemoc i utrzymywanie uczniów w poczuciu strachu. Nie wyobrażają sobie tego także wysocy urzędnicy MEN, którzy tak kształtują prawo oświatowe, żeby "władza ocen" była podstawą funkcjonowania szkół. Władzę ocen sankcjonuje przepis Art. 44o. 4. ustawy o systemie oświaty, który stanowi, że począwszy od klasy IV szkoły podstawowej, z wyjątkami wskazanymi w ustawie, uczeń otrzymuje promocję do klasy programowo wyższej, jeżeli ze wszystkich obowiązkowych zajęć edukacyjnych otrzymał roczne pozytywne oceny klasyfikacyjne. Stąd jeśli uczeń nie otrzymał ocen pozytywnych, pozostaje na drugi rok w tej samej klasie. Nie istnieje inne uzasadnienie przepisów o braku promocji, niż wyposażenie nauczycieli we władzę ocen, potrzebną do utrzymywania uczniów w strachu i posłuszeństwie. W władza ocen została nadana każdemu z nauczycieli z osobna. To nauczyciel jednoosobowo decyduje o ocenie niedostatecznej. Jeśli uczeń zażąda egzaminu komisyjnego, w komisji może być nauczyciel, który wystawił jedynkę. Uczeń nie ma dużych szans, ponieważ nauczycielowi dano do ręki oręż nieomal doskonały. Art. 3 Nauczycieli wyposażono w oręż doskonały. Art. 3 punkt 13) ustawy o systemie oświaty stanowi, że przez podstawę programową należy rozumieć obowiązkowe zestawy celów i treści nauczania, umożliwiające ustalenie kryteriów ocen szkolnych i wymagań egzaminacyjnych. Sęk w tym, że kryteria ocen szkolnych nie są zapisane w podstawie programowej, lecz są ustalane na jej podstawie przez nauczyciela. W praktyce nauczyciel może je ustalić nieomalże dowolnie i jak zechce to zawsze wykaże, że uczeń nie umie. Są, na szczęście nieliczni nauczyciele, którzy nie ukrywają, że władza ocen wyrażająca się prawem nakazania uczniowi powtarzania klasy jest podstawowym instrumentem dyscyplinowania uczniów. Kiedyś powtarzanie klasy było uważane za rzecz normalną. Mówiono uczniowi, masz braki, musisz je nadrobić. Jednak badania osiągnięć uczniów powtarzających klasę wykazały, że najczęściej uczeń po powtórzeniu klasy umie mniej, niż umiał przed jej powtarzaniem. Z powodu powtarzania klasy powstają u niego zaległości, których już nigdy nie nadrobi. Jego psychika jest obciążana wyrwaniem z grupy rówieśniczej, w której funkcjonował. Jest obciążona na zawsze, bo później, nawet w innej szkole informacja o dacie urodzenia natychmiast wskazuje, że powtarzał klasę. Przez brak promocji uczeń uzyskuje etykietę kogoś gorszego, kto się nie nadaje. Pozbawienie ucznia promocji jest najczęściej skierowanie go na drogę wykluczenia społecznego. Są szkoły, które świadomie, chociaż nie wszyscy nauczyciele to rozumieją, bo decyduje o tym grupa trzymająca władzę, poświęcają życie społeczne kilku uczniów po to, żeby pozostali bali się podobnego losu i niektórym nauczycielom pracowało się łatwiej. Nasuwa się pytanie, czy Państwo ma prawo stawiać wobec wszystkich uczniów wymóg, że mają obowiązek opanowania określonej wiedzy pod karą skierowania na drogę wykluczenia społecznego? Z pewnością Państwo takiego prawa nie posiada. Są uczniowie mniej zdolni. Niektórzy nauczyciele stawiają ich na marginesie klasy. Uczniowie nie chcą się z tym pogodzić. Reagują buntem i agresją. Narasta złowroga spirala prowokowana przez niektórych nauczycieli w imię fałszywie pojętej sprawiedliwości. Większość uczniów nie otrzymuje promocji dlatego, że wcześniej trafili na nauczyciela, który zniszczył ich normalne funkcjonowanie w szkole. Kolejny już nie miał szans na poradzenie sobie z tym problemem. Są też uczniowie z określonymi dysfunkcjami. Dlaczego Państwo zamiast im pomóc celowo kieruje ich na drogę wykluczania społecznego? Uważam, że jestem osobą, która ma szczególne moralne prawo pisania o tych sprawach. W 2002 roku podjąłem rozmowy z Ministerstwie zakończone uzyskaniem wykładni potwierdzającej, że uczeń ze specyficznymi trudnościami w uczeniu się jest zobowiązany do opanowania materiału przewidzianego podstawą programową tylko w takim stopniu, w jakim jest to możliwe ze względu na występujące u niego specyficzne trudności w uczeniu się. W styczniu 2015 spowodowałem, że Senat RP doprowadził do przywrócenia przepisów o obowiązku dostosowania wymagań. Obecnie Ministerstwo Edukacji Narodowej ani nie uwzględnia opisywanej wykładni ani nie przestrzega przepisów o obowiązku dostosowania wymagań. Tysiące młodych ludzi ciągle jest świadomie, systemowo kierowanych w stronę wykluczenia społecznego. Jest wielu nauczycieli, którzy nie oglądają się na sygnały płynące z MEN i profesjonalnie oraz z wielkim sercem pomagają opisanym uczniom. Nie mają co liczyć na docenienie czy pochwałę. Pozostaje im jedynie satysfakcja, że działali zgodnie z misją nauczyciela i własnym sumieniem. Opisywane problemy są bardzo łatwe do usunięcia. Wystarczy, żeby Minister Edukacji Narodowej jak najszybciej spowodował uchylenie przepisów ograniczających przechodzenie uczniów do następnej klasy, co większość nauczycieli przyjmie z ulgą, przywrócił faktycznie obowiązek dostosowanie wymagań, także na egzaminach maturalnych, oraz doprowadził do uchwalenia kodeksu praw i obowiązków ucznia, który uzna niektóre czyny popełnianie na szkodę ucznia za czyny zabronione, ścigane z oskarżenia publicznego.

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-03-29, 01:40

Kiedy czytam niektóre komentarze o dyslektykach czy osobach z ADHD robi mi się smutno. Nie wiem skąd się bierze jakaś nienawiść i pogarda dla innego człowieka, który jest po prostu inny. Skąd się biorą tacy specjaliści, którzy wiedzą wszystko o dysleksji i ADHD. Przed blisko dwudziestu laty w czasie Oktoberfestu spacerowałem po Monachium. Usiadłem przy dużym stole zamawiając piwo. Jedna z osób, z ponad dwudziestoosobowej grypy spytała, czy mogą się przysiąść. Mieli po około dwadzieścia kilka lat. Były wśród nich dwie osoby z widocznymi dysfunkcjami. Jedna na wózku inwalidzkim. Wszyscy razem świetnie się bawili. Pili piwo. Żartowali. Śmiali się. Spytałem dziewczynę, która siedziała obok, czy są z fundacji opiekującej się osobami niepełnosprawnymi. Odpowiedziała, że nie. Powiedziała, spotkaliśmy się jako kumple ze szkoły. Musiałem odejść, bo w moich oczach pojawiły się łzy. Pomyślałem, Boże drogi, kiedy w Polsce nastaną takie czasy, że osoby, które są trochę inne niż pozostali, zastaną uznane za ludzi, którzy maja prawo żyć normalnie i mieć aspiracje. Że nikt nie będzie im niczego wypominał i nie będzie się z nich śmiał. Którzy będą szanowani i będą mogli zawsze być wśród nas i czuć, że są ludźmi wśród ludzi

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-04-02, 00:33

Pani Emilia napisała komentarz: Kompleksowo, profesjonalnie opracowane lekcje – jak najbardziej. W końcu ktoś sensownie zauważył, że taki materiał powinny przygotowywać zespoły specjalistów, a nie sami nauczyciele. Bardzo chętnie poprowadzę takie lekcje, byle organ prowadzący je zakupił.
Odpowiedziałem: Uwzględniając, że oświata jest dobrem narodowym, a nauczyciele, nawet pracujący w szkołach niepublicznych realizują zadania Państwa, należy przyjąć, że profesjonalne opracowania multimedialnych lekcji szkolnych, będących narzędziem pracy nauczyciela, powinny być dostępne dla każdego pedagoga. Moim zdaniem Minister Edukacji Narodowej powinien powołać Instytut Podstawy Programowej i Programów Nauczania. Instytut ten powinien opracowywać lekcje multimedialne, lub zlecać ich opracowywanie. Opracowania te powinny być umieszczone w portalu oświatowym i dostępne dla każdego nauczyciela. Dla ucznia powinny być dostępne materiały dodatkowe w postaci pytań sprawdzających i ugruntowujących wiedzę, w tym na przykład repetytoria, być może w wykonaniu raperów. Warto uwzględnić, że są lekcje, które są powtarzane kilkadziesiąt tysięcy razy rocznie. Marnotrawstwem czasu nauczycieli jest opracowywanie ich od podstaw. Oczywiście nie na postuluję, żeby każda z tych lekcji była taka sama. Uważam, że nauczycielom należy udostępnić "klocki" multimedialne, na tyle różnorodne, żeby nauczyciel ułożył sobie lekcję według swojego pomysłu. Multimedia nie mogą zająć całej lekcji, a jedynie jej część. Powinny wspomagać pracę nauczyciele, natomiast z pewnością nie mogą ich zastąpić.

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-04-03, 13:24

Pan Patryk Kozieł napisał: To już kolejny artykuł traktujący o problemie promocji uczniów i powiązaniu tej promocji z opanowaniem pewnego minimum informacji co wyrażone jest obecnie oceną dopuszczającą. Autor z uporem maniaka postuluje aby wprowadzić bezwarunkową promocję ucznia a uzasadnia to wpływem na rozwój emocjonalny dziecka i promocję traktuje jako święte prawo każdego ucznia. Oczywiście takie wyjście jest możliwe i stosunkowo łatwe do wprowadzenia. Ale może warto zastanowić się nad innym rozwiązaniem- uczniowie na koniec każdego roku składaliby oświadczenie, że opanowali minimum informacji niezbędnych do kontynuowania nauki w kolejnej klasie. Brak sprawdzianów, ocen, czy innych form sprawdzania wiedzy uwolniłby uczniów od niepotrzebnego stresu, porównywania się z kolegami itp. Podobny system powinien być na studiach wyższych- dyplom powinien być wydawany na podstawie oświadczenia studenta. Profesorowie mogą wykładać ale nie powinni egzaminować- ich ocena może być krzywdząca dla młodego człowieka i może mieć destrukcyjny wpływ na jego funkcjonowanie w społeczeństwie. Nauczyciel powinien być tylko obserwatorem rozwoju ucznia, który pracuje w swoim własnym tempie i samodzielnie decyduje czego będzie się uczył- na koniec roku tenże nauczyciel przyjmuje oświadczenie ucznia i bezwarunkowo promuje go do kolejnej klasy. Może autor artykułu napisze obywatelski projekt ustawy i zacznie zbierać podpisy?

Odpowiedziałem:

Panie Patryku. Nigdy nie postulowałem, żeby zmieniać zasady oceniania studentów. Są oni dorosłymi ludźmi. Sami decydują się na podjęcie drogi związanej z koniecznością zdobycia określonej wiedzy i nabycia określonych umiejętności. Mają dostęp do sylabusu i wiedzą, jakie wymagania muszą spełnić. Studia to świadomy wybór i nie każdy jest w stanie im podołać. Z uczniem rzecz wygląda inaczej. Państwo ma prawo nakładać na ucznia obowiązek nauki, jednak nie ma prawa określać, jaką wiedzę uczeń musi opanować, zwłaszcza nakładać na niego obowiązków, którym on nie potrafi sprostać ze względu na swoje cechy, pod rygorem wykluczenia społecznego. Badania naukowe, jak i doświadczenia wielu nauczycieli potwierdzają, że najczęściej uczeń po powtórzeniu klasy umie mniej, niż umiał przed jej powtarzaniem. Potwierdza się trafność zapisu Konwencji Praw Dziecka, że w przypadku młodych ludzi należy uwzględnić, iż nie posiadają jeszcze odpowiedniej dojrzałości do znoszenia porażek. Dlatego cywilizowany świat apeluje, także w Deklaracji Madryckiej, kochajcie dzieci takimi, jakie one są i nie stawiajcie im sztucznych barier, których nie potrafią pokonać. Cywilizowany świat odchodzi już od zasady, że można młodego człowieka pozbawić promocji w nauczaniu obowiązkowym i wyrzucić z grupy rówieśniczej, w której dorasta. Postulat jednej z nauczycielek zgłoszony na moim blogu, prawo nauczyciela do pozbawienia ucznia promocji należy zachować, ponieważ jest to jedyny skuteczny sposób dyscyplinowania całej klasy jest nieludzki. Nauczyciele, którzy tak postępują, poświęcają świadomie los jednego człowieka w imię ułatwienia sobie swojej pracy. Ja apeluję do nauczycieli. Kochajcie dzieci. Zaakceptujcie ich, takimi jakie są. Pomóżcie tym najsłabszym znaleźć godne miejsce w szkole, nie kreujcie sytuacji, w której pozostaje im jedynie bunt z rozpaczy. Pozwólcie im się rozwijać najlepiej jak potrafią i zaakceptujcie, że każde dziecko ma ograniczenia i rozwinie się na swoją miarę. Proszę być spokojny o skuteczność mojej działalności publicznej. Przyniosła ona skutek w postaci zmiany ustawy o systemie oświaty, która nastąpiła na mój wniosek. Wprowadziłem do przestrzeni publicznej szereg tez, powstałych w efekcie dyskusji publicznej. Będą one miały znaczenie w procesie legislacyjnym i z pewnością części z nich zostanie uwzględniona.

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-04-09, 01:38

Zawód nauczycielski to ciężki kawałek chleba. Pieniądze niewielkie. Wymagania olbrzymie. Nauczyciel pozostaje przez 45 minut sam na sam z nawet trzydziestoosobową klasą. Musi być zawsze skoncentrowany. Wymaga to jednak dużego wysiłku. Zwykle daje radę. Jednak nie zawsze. Jeśli w klasie są uczniowie zdemoralizowani lub dotknięci określonymi dysfunkcjami, nawet najlepszy nauczyciel może okazać się bezsilny. Problem ucznia zdemoralizowanego nie powinien być rozwiązywany przez nauczyciela. To sprawa policyjnych wydziałów d/s nieletnich i Sądów rodzinnych. Różnie z tym bywa. Uczniowie z dysfunkcjami utrudniającymi im udział w lekcjach powinni uzyskać wspomaganie asystenta. Minister Edukacji Narodowej zbudował fikcyjną rzeczywistość szkolną, czego konsekwencje przeniósł na nauczycieli. Jedną z istot wychowania jest rozliczanie ucznia z wykonywania jego obowiązków. Prawo oświatowe nie wskazało wyraźnie jakie są obowiązki ucznia. Ba, nawet określa, że uczeń może opuścić 49% lekcji. To chyba jakieś godne pożałowania nieporozumienie. Uczeń, w tym względzie, jak zechce, może jawnie kpić z nauczyciela. Nie rozumiem dlaczego są wydawane przepisy niweczące trud nauczyciela. Rzeczą nauczyciela jest też stawianie uczniom określonych wymagań. Jednak Minister życzy sobie, żeby wszystkim uczniom stawiać takie same wymagania. Każdy nauczyciel wie, że jest to szkodliwe. Cóż może na to poradzić? Nic nie może. Bez usunięcia absurdów z prawa oświatowego nie da się prawidłowo wykonywać pracy nauczyciela. Teoretycznie prawo nauczyciela do rzetelnego wykonywania jego obowiązków powinne być zabezpieczone przepisami Karty nauczyciela. Moim zdaniem wymaga ona korekty. Trzeba ją uznać za wadliwą, ponieważ nie chroni nauczycieli przed nakładaniem na nich obowiązku opracowywania bzdurnych sprawozdań. Rzeczą nauczyciela jest uczyć i wychowywać, a nie pisać sprawozdania. Moim zdaniem do Karty nauczyciela należy wprowadzić zasadę, że każdy nauczyciel, po przepracowaniu 15 lat, powinien bezwarunkowo skorzystać z rocznego urlopu dla poratowania zdrowia. Art. 6a Karty nauczyciela zasługuje na skreślenie. W rzeczywistości Państwa prawa nie mieści się zasada, że obywatel może być poddany opisowej ocenie, skutkującej zwolnieniem z pracy. Art. 6a Karty nauczyciela czyni z nauczycieli osoby posłuszne. Czy osoba posłuszna potrafi kształtować osobowość uczniów jako osób o dużej pewności siebie i posiadających dużą wiarę w swoje umiejętności, pełnych krytycyzmu i odwagi w głoszeniu własnych poglądów przedsiębiorczych, posiadających umiejętność wykorzystywania szans, sytuacji i wydarzeń, które mogą prowadzić do osiągnięcia sukcesu, pracowitych, kreatywnych, pełnych inwencji i odwagi w podejmowaniu wyzwań i zdeterminowanych w dążeniu do obranego celu? Czy potrafi uczyć samodzielności w rozwiązywaniu problemów i radzenia sobie w trudnych sytuacjach?

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-04-18, 20:55

Uczniowie polskiej szkoły uczestniczą w egzaminach zewnętrznych. Teoretycznie do najważniejszych funkcji egzaminów należą wyznaczanie stopnia spełniania przez uczniów wymagań programowych oraz ewaluacja pracy szkół w zakresie efektywności nauczania. Z celów tych nie można zrezygnować. Obecnie jednak nie są one spełniane. Dla jednolitego sprawdzenia i porównania w skali kraju, stopnia w jakim poszczególni uczniowie spełniają wymagania programowe należałoby te wymagania jednoznacznie ustalić oraz podać do wiadomości uczniom i nauczycielom. W podstawach programowych wymagań jednak nie ma. Powstają w efekcie określonych interpretacji. Jednej z nich dokonuje CKE ustalając pytania i zadania egzaminacyjne. W praktyce wymagania są co roku inne, więc porównanie spełniania wymagań programowych przez uczniów z poszczególnych roczników jest dotknięte błędem. Porównywalność matur jest fikcją, bo w jednym roku, czy na danym terminie są łatwiejsze, a innym razem trudniejsze . Pomimo tej fikcji wyniki egzaminów są wykorzystywane w ewaluacji oraz trwają prace nad wykorzystaniem wyników egzaminów do ustalania Edukacyjnej Wartości Dodanej. Z fikcji powstaje kolejna fikcja. Z uwagi na niedookreślony kształt wymagań programowych nauczyciele nie traktują ich jako wyznacznika kierunku dążenia do uzyskania określonego przyrostu osiągnięć uczniów w cyklu kształcenia na skutek oddziaływań dydaktyczno-wychowawczych. Badania prowadzone przez NIK wskazują, że 82% nauczycieli ze szkół szkołach publicznych koncentruje się na przygotowaniu uczniów jedynie do uzyskania dobrych wyników na egzaminach zewnętrznych. Nauczanie pod testy polega na zwiększaniu w procesie kształcenia udziału umiejętności możliwych do opanowania małym kosztem, a przynoszących duży zysk w testowym egzaminie zewnętrznym. Funkcjonuje pogląd, że nauczyciele ulegają „pokusie łatwego zysku”. Kolejni Ministrowie Edukacji zapewne zdawali sobie z tego sprawę, ponieważ pomimo kilkunastoletniego funkcjonowania egzaminów zewnętrznych, nie dokonano kompleksowej oceny ich oddziaływania na system oświaty, a w szczególności na kształcenie uczniów (tzw. badanie efektu zwrotnego egzaminów). Katastrofalna dla uczniów mniej zdolnych i uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi okazała się związana z egzaminami zewnętrznymi zasada, że każdemu uczniowi należy stawiać takie same wymagania edukacyjne. Podstawowa zasada prawidłowej edukacji mówiąca, że każdemu uczniowi należy stawiać wymagania odpowiednie do jego potrzeb rozwojowych jest polskiej oświacie obca. Obecnie, wobec rozwoju technik informacyjnych i postępu komputeryzacji zracjonalizowanie oświaty i egzaminów zewnętrznych jest bardzo łatwe. Wystarczy nadać podstawom programowym postać drzewa celów, uwzględniających końcowe cele operacyjne oraz związane z nimi wymagania. Należy im przyporządkować zestaw pytań i zadań sprawdzających. Nie powinny się one ograniczać do testów, lecz zawierać głównie zadania otwarte, w tym wymagające wypowiedzi ustnych. Umożliwi to zarówno łatwą indywidualizację wymagań stawianych poszczególnym uczniom, jak i sprawdzanie stopnia ich spełnienia, w warunkach wymaganych dla egzaminu państwowego. Otrzymane wyniki pozwolą na bieżącą ocenę, w jakim stopniu każdy uczeń spełnia stawiane mu wymagania. Po ukończeniu danej szkoły system uwzględni, w jakim stopniu wymagania stawiane uczniowi odnoszą się do wymagań wskazanych w podstawie programowej i na tej podstawie uszereguje uczniów. Tak przedstawiony wynik może być dobrą podstawą rekrutacji do szkół kolejnego etapu kształcenia ( liceum, studia wyższe). Pozwoli także na skuteczną ewaluację i badanie EWD.

koma
Posty: 2552
Rejestracja: 2007-11-17, 00:26

Re: Naprawmy edukację

Postautor: koma » 2016-04-19, 00:31

Błąd!
Porównywalność na przestrzeni lat jest możliwa dzięki skali staninowej, o czym Szanowny Autor raczy nie wiedzieć. ;)

Awatar użytkownika
zmzm99
Posty: 502
Rejestracja: 2015-02-02, 12:37
Kto: rodzic
Lokalizacja: mazowieckie

Re: Naprawmy edukację

Postautor: zmzm99 » 2016-05-15, 13:41

Pani Barbara Nowak, nauczycielka Zespołu Szkół Politechnicznych we Wrześni ma duże osiągnięcia. Niektórzy uczniowie publicznie podkreślają, że dobrze ich uczyła i dzięki Niej zdali maturę. Według mediów wizerunek Pani Barbary Nowak jest kontrowersyjny. Podają, że Jej uczniowie uczą się ze strachu. Wskazują, że nauczycielka obraża, wyzywając uczniów od idiotów czy ***. Stosowana przez Panią Barbarę Nowak metoda zmuszania uczniów do nauki, poprzez upokarzanie i utrzymywanie w poczuciu strachu, jest w pełni zgodna z zasadami funkcjonowania szkoły, ustalonymi przez Ministra Edukacji Narodowej. W celu skłaniania nauczycieli do upokarzania części uczniów wprowadzono zasadę, że każdego ucznia obowiązują wymagania wynikające z podstawy programowej. Minister ustala je na poziomie odpowiednim dla uczniów o średnich zdolnościach. Stąd, siłą rzeczy, uczniowie mniej zdolni oraz dotknięci określonymi dysfunkcjami nie są w stanie im sprostać. Wypełniając wolę Ministra nauczyciele wyznaczają dla uczniów mniej zdolnych wymagania pozostające poza ich zasięgiem. Uczeń otrzymujący na forum klasy wymagania, których nie może spełnić jest tym upokarzany, bo ciągle znajduje się w sytuacji, w której wymaga się od niego czegoś, co jest niemożliwe. Jednak, skoro nauczyciel stawia danemu uczniowi takie wymagania, to zarówno klasa jak i zainteresowany rozumieją, że ma obowiązek im sprostać. Wszyscy jednak widzą, że nie daje rady. Nauczyciel systematycznie to podkreśla, wystawiając mu niskie oceny. Oczywistym jest, że każdemu uczniowi należy stawiać wymagania i rozliczać go z ich spełniania. Każdy jednak wie, że zarówno w edukacji, jak i w życiu, od człowieka można wymagać tylko tego, co jest dla niego możliwe. Gdyby tak postawić każdemu nauczycielowi warunek, że powinien pokonać 100 metrów w 12 sekund i systematycznie publikować wyniki z cotygodniowego sprawdzianu? Może wtedy wielu z nich zrozumiałoby, co czyni. W jakim obrzydliwym procederze aktywnie uczestniczy. Stawianie uczniowi wymagań edukacyjnych przekraczających jego możliwości intelektualne i zdolność uczenia się, nie tylko prowadzi do publicznego upokorzenia, ale też dezorganizuje jego edukację. Taka osoba traci zainteresowanie uczeniem się, bo wie, że ile nie włoży wysiłku, to i tak nie spełni oczekiwań nauczyciela i zawsze będzie przez nauczyciela piętnowana. Dociera do niego, że szkoła to miejsce okrutne. Jedynym co go tam może spotkać, to przykrość i upokorzenie. Nauka traci dla niego sens. Do szkoły chodzi tylko dlatego, że musi. Wie, że trzeba to jakoś znieść. Niejednokrotnie broni się buntem czy okazywaniem agresji. Zwykle nauczyciele ograniczają szykanowanie uczniów wymaganiami niemożliwymi do spełnienia do jednej czy dwóch osób w klasie. Wprowadzona przez Ministra Edukacji Narodowej zasada, że każdemu uczniowi są stawienie podobnie wymagania faktycznie pozbawia uczniów mniej zdolnych konstytucyjnego prawa do nauki. Jest przejawem okrucieństwa Ministra Edukacji Narodowej. To przykre, że Minister faktycznie nakazuje, żeby dezorganizować edukacje osób pokrzywdzonych przez los mniejszymi zdolnościami. Często są to osoby ze słabszych rodzin, czasem dzieci zaniedbane. Nikt nie stanie w ich obronie. W 2003 roku Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu wydało wykładnię przepisów o dostosowaniu wymagań, stwierdzającą wyraźnie, że uczniom o specjalnych potrzebach edukacyjnych należy stawiać wymagania spełniające podstawę programową tylko w takim stopniu, w jakim jest to możliwe ze względu na występujące u nich trudności w uczeniu się. Tą wykładnią wyłączono część uczniów z systemu kierowania oświatą polegającego na utrzymywaniu uczniów w poczuciu strachu. Kolejne ekipy ministerialne odrzuciły ją, ponieważ groziła załamaniem systemu. Zwykle w danej klasie nauczyciel wybiera sobie dwie trzy osoby, które poświęca dla dobra pozostałych, czyniąc z nich narzędzie do utrzymywania ich w poczuciu strachu. Stale manifestuje całej klasie, że wyznaczeni na ofiarę nie umieją tego, co mają obowiązek umieć. Takim postępowaniem nauczyciel wyznacza im rolę klasowych "głupków", leniów i nieuków. Ich koleżanki i koledzy z klasy wiedzą, że "głupkami" oni nie są. Całą sytuację rozumieją jako przestrogę, "nie podpadnij", bo tobie zostanie wyznaczona podobna rola". Misterium zadręczania wybranych uczniów obejmuje ogłaszanie ich pod koniec semestru "zagrożonymi". Pozostali czują w tym momencie ulgę i obserwują znęcanie się nad nieszczęśnikami. Kulminacją terroru jest pozbawienie niektórych uczniów promocji. Przejawem hipokryzji nauczycieli jest głoszenie, że dzięki powtarzaniu uczeń będzie miał więcej czasu na opanowanie danego materiału i nadrobi zaległości. Wiadomo, że najczęściej uczeń po powtórzeniu klasy umie mniej, niż umiał wcześniej. Dzieje się tak z powodu nadszarpnięcia jego psychiki poprzez publiczne upokorzenie i wyrwanie na siłę z grupy rówieśniczej. Stąd powtarzanie klasy nie służy dobru ucznia. Czemu służy? Dlaczego są nauczyciele, którzy upierają się, żeby upatrzony uczeń nie otrzymał promocji? Publiczne upokorzenie ucznia daje im satysfakcję. Jest też sposobem oddziaływania na uczniów pozostałych i ich rodziców. Uświadamia im, że pozostają w pełnej zależności od nauczyciela. Minister Edukacji Narodowej wprowadził zasadę zatwierdzania wyników przez radę pedagogiczną. Niektórym osobom może się wydawać, że to jakaś fikcja, bo nie można zmienić oceny wystawionej przez nauczyciela, wiec ewentualne jej niezatwierdzenie nie ma znaczenia. Jednak firmowanie braku promocji przez radę pedagogiczną ma wymiar manifestowania solidarności każdego nauczyciela w okrucieństwie wobec wybranych uczniów, których poświęcono dla dobra innych i wygody nauczycieli, wyznaczając im rolę bezwolnego narzędzia, służącego dyscyplinowaniu pozostałych uczniów. Jacek Kuroń pisał, że dyslektyk woli iść do więzienia, niż chodzić do szkoły. Jeśli miał rację, to oznacza, że dla części uczniów szkoła jest czymś gorszym niż więzienie. Czym zatem jest?. Obozem koncentracyjnym, w którym zostali osadzeni przepisami o obowiązku nauki? Więźniami są tylko uczniowie wskazani przez nauczycieli. Pozostali żyją w strachu przed ewentualną zmianą statusu. Wiele sukcesów polskiej edukacji zostało osiągniętych poprzez metodę utrzymywania uczniów w strachu. Jednak metoda ta prowadzi do nieodwracalnego wyniszczenia psychiki części uczniów i kierowania ich na drogę wykluczenia społecznego. Nie było do tej pory Ministra Edukacji Narodowej, który miałby odwagę na zmianę tego złowrogiego systemu. Obowiązuje tu retoryka państwa totalitarnego: jeśli zniesiemy systemowy przymus utrzymywany szykanami i strachem, zapanuje powszechna anarchia. Wyzywanie uczniów i ich upokarzanie, jako zgodne z polityką resortu edukacji, nie jest postępowaniem podejmowanym tylko przez Panią Barbarę Nowak. Występuje powszechnie. Raport „Przemoc w szkole 2011”, przygotowany przez grupy wydawnicze Media Regionalne i Polskapresse oraz Fundację Orange wskazuje, że 20 % uczniów jest upokarzanych przez nauczycieli, także z użyciem słów obraźliwych. Czy wobec takich faktów Pani Barbara Nowak powinna być ukarana za swoje postępowanie z uczniami ? Raczej nie, bo chociaż jest ono kontrowersyjne, to jednak jest zgodne z regułami obowiązującymi w oświacie. Nie powinno się karać nauczycielki za to, że sumiennie wykonuje swoje powinności, kierując się zasadami polityki oświatowej, ustalonymi przez Ministra Edukacji Narodowej.


Wróć do „Pogaduszki”

cron