Dyslektyk w polskiej szkole - opublikowano też na stronie ekspertów dobrych zmian w edukacji.
Około 10-14 procent uczniów cierpi na dysleksję. U mniej więcej 4% ma ona postać nasiloną. Często występuje łącznie z ADHD. Dysleksja ciągle pozostaje niezbadana. Nie opracowano jeszcze uniwersalnych metod radzenia sobie ze skutkami dysleksji nasilonej. U osób z tą dysfunkcją umiejętność czytania opóźnia się o 3-4 lata, a niejednokrotnie do jej opanowania może nie dojść nigdy. Tak jak osoba niewidoma wyrabia sobie umiejętności pozwalające jej funkcjonować pomimo nieszczęścia, tak osoby z dysleksją nasiloną wyrabiają sobie zdolność zdobywania wiedzy, pomimo braku umiejętności czytania. Rozwijają myślenie niewerbalne, czyli myślenie obrazami. Powszechna dostępność programów edukacyjnych, intuicyjność obsługi programów komputerowych oraz wielu urządzeń, a dyslektycy górują nad rówieśnikami rozumowaniem intuicyjnym sprawia, że dyslektycy należą w szkole do uczniów górujących nad innymi w zakresie wiedzy pozaszkolnej. Wiedza szkolna wyrażana werbalnie jest im obca i jest nie do przyswojenia. Tak jak kiedyś zaprzestano zmuszania uczniów leworęcznych do pisania prawą ręką, tak obecnie czas skończyć z zadręczaniem dyslektyków wymaganiem, żeby pisali ręcznie i rozumowali werbalnie. Świat kieruje się zasadą, że w szkole należy u ucznia rozwijać jego szczególne umiejętności. Wydaje się, że kolejni Ministrowie Edukacji Narodowej okazywali się odporni na wiedzę, iż na świecie coraz częściej dyslektyków z uwagi na odmienny sposób myślenia, czyli według Profesora Galaburdy posiadających odmienne zdolności, uważa się za osoby niepełnosprawne. Nie uwzględniali, że w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka napisano: wszystkie ludzkie istoty są wolne i równe pod względem godności i praw. Aby osiągnąć ten cel, wszystkie społeczeństwa powinny szanować odmienność w swoich społecznościach oraz starać się zapewnić osobom niepełnosprawnym pełnię praw człowieka: cywilnych, politycznych, społecznych, ekonomicznych i kulturalnych - gwarantowanych w rozmaitych międzynarodowych Konwencjach, w Traktacie Unii Europejskiej i konstytucjach poszczególnych krajów. Nie uwzględniali też, że Sygnatariusze Deklaracji Madryckiej apelują, iż nie wolno tworzyć sztucznych barier, które powodują, że osoby niepełnosprawne nie są w stanie ich pokonać i przez to są wypychane z nurtu życia społecznego. W zakresie dysleksji MEN ciągle jawi się jako siermiężny przedstawiciel czwartego świata. Nazbyt pospieszne wprowadzenie reformy oświaty sprawiło, że prawa dyslektyków nie zostały uwzględnione. Co prawda wprowadzono obowiązek dostosowania wymagań edukacyjnych do możliwości i potrzeb rozwojowych dyslektyka, jednak nauczyciele go nie uwzględniali i głosili, że każdego ucznia obowiązują wymagania wynikające z podstawy programowej. Problem ten był od 2000 roku zgłaszany przez warszawskie rady rodziców. Odbyło się kilka narad w Mazowieckim Kuratorium Oświaty, prowadzonych przez Panią A. Milewską. Uczestniczyli w nich doświadczeni wizytatorzy. Zostałem wydelegowany przez rodziców do prowadzenia rozmów w MENiS -ie. Doprowadziłem do wydania oficjalnej wykładni przepisów o dostosowaniu wymagań ( pismo MENiS DKOS - 620 - 47/03/RP) zawierającej sformułowanie: Wymagania należy ustalać na takim poziomie, by uczeń mógł im sprostać i by skłaniały go do odpowiedniego wysiłku oraz zapewniały otrzymywanie ocen motywujących do wytężonej pracy, wykorzystując w tym celu pełną skalę ocen. .. Wymagania te powinny zapewnić realizacją celów edukacyjnych wynikających z podstawy programowej w takim stopniu , w jakim jest to możliwe ze względu na występujące u ucznia trudności w uczeniu się. Zgodnie z przepisami rozporządzenia nauczyciel był zobowiązany informować ucznia i jego rodziców o ustalonych wymaganiach. Skoro były one, bo musiały być, znacząco odmienne od wymagań obowiązujących uczniów pozostałych, nauczyciel musiał podać jej na piśmie. Mazowieckie Kuratorium Oświaty stanowczo tego wymagało, a Wizytatorzy pobierali kopie wymagań ustalanych dla dyslektyków. Trafiały one do MENiS - u. Ministerstwo zyskało świadomość, że bardzo często, z uwagi na werbalny charakter wiedzy z podstawy programowej, dyslektyk przerabia ją jedynie w 20 - 30 % . W tym czasie Biuro Edukacji m. st. Warszawy zapewniało dyslektykom ścieżkę nauki w szkołach średnich, w tym w liceach ogólnokształcących. Ocenianie realizowane według opisanej wykładni powodowało, że dochodzili oni do matury. To było dla nich bardzo ważne. Zdana matura podbudowywała psychikę. Dawała wiarę w siebie. Była też ważna, ponieważ wiele z tych osób nie jest w stanie pracować fizycznie, a bez matury trudno znaleźć odpowiednie miejsce. Jakie skutki w psychice młodego człowieka, który latami walczył ze swoją słabością, wywołało zdarzenie, że na koniec poszedł na egzamin maturalny, a tam dano mu pytania z tego, czego się nie uczył i powiedziano, nie nadajesz się? Ministerstwo postanowiło rozwiązać ten problem wprowadzając przepis: § 59. 9. Szczegółowe kryteria oceniania arkuszy egzaminacyjnych, o których mowa w § 98 ust. 1, uwzględniają indywidualne potrzeby psychofizyczne i edukacyjne absolwentów, o których mowa w ust. 1. Jego uwzględnienie wymagało do OKE ograniczenia oceniania matury dyslektyka do zadań wyłącznie z zakresu przerobionego w szkole. Opisany przepis, chociaż obowiązywał przez kilka lat, nigdy nie wszedł w życie. Dowiedział się, że Dyrektor OKE otrzymał od Minister Katarzyny Hall zakaz jego uwzględniania. W mojej opinii, Pani Minister Katarzyna Hall podjęła otwarte zwalczanie dyslektyków. Kulminacją było ogłoszenie przez wiceministra edukacji, Pana Zbigniewa Marciniaka, że dysleksja nie istnieje. Kuriozalność tej wypowiedzi była nie do pojęcia. Poradnie Psychologiczno-Pedagogiczne, agendy MEN, wydawały uczniom opinie i orzeczenia, w których znajdowało się potwierdzenie dysleksji. Uczeń w dobrej wierze przynosił otrzymany dokument do szkoły. Tam niejednokrotnie słyszał, jesteś oszust, leń i kombinator. Zostałeś zdemaskowany przez Ministerstwo Edukacji, które ogłosiło, że dysleksji nie ma. Dlaczego podjęto taką akcję przeciwko tysiącom dyslektyków? Przecież oni nic złego Pani Minister nie zrobili. Chyba podjęła ich zwalczanie tylko dlatego, że żyli. Zasadniczy cios dyslektykom zadał Dyrektor CKE. Ustalił, że maturę może na komputerze pisać tylko zdający, u którego poziom dysgrafii uniemożliwia odczytanie pisma ręcznego. Od pracowników CKE dowiedziałem się, że zasadę tą zarekomendowało Polskie Towarzystwo Dysleksji. Z początku wydało mi się to dziwne. Każdy, kto posiada choćby elementarną znajomość dysleksji wie, że czytanie i pisanie jest dla dyslektyka bardzo męczliwe. Co z tego, że mozolnie wyeliminował on dysgrafię, jeżeli na maturze jest w stanie napisać ręcznie jedynie kilka zdań. Gdyby już w szkole pozwolono mu pisać na komputerze, prawdopodobnie zdałby maturę. Moim zdaniem dopuszczenie używania w szkołach komputerów przez dyslektyków byłoby zabójcze dla interesów Polskiego Towarzystwa Dysleksji, w tym dla osób związanych z tą organizacją. Uważam, że wtedy spadło by zainteresowanie kupnem materiałów i szkoleniami, zwłaszcza dotyczących tzw. metody dobrego startu w wersji opracowanej przez Panią Profesor Martę Bogdanowicz. Z informacji uzyskiwanych od pracowników MEN wynika, że PTE było podstawową siłą ekspertską w opracowywaniu zasad rozpoznawania dysleksji w PPP. Prawdopodobnie dobrano je tak, żeby spowodować wysyp dyslektyków, a raczej pseudodyslektyków. Stąd w niektórych szkołach za dyslektyków uznaje się 40 % uczniów. To dobrze służy interesom TPD. Ciekawym jest, że Pani Katarzyna Hall, której zastępca ogłosił, iż dysleksja nie istnieje, po skończeniu kadencji otrzymała godność honorowego członka TPD. Moim zdaniem, po Pani Hall pozostali w MEN zaufani strażnicy dobrych interesów. Oglądając dostępną w internecie retransmisję z posiedzenia komisji senackiej, na której prowadzący obrady, Pan Profesor Kazimierz Wiatr odczytał fragment mojego pisma, czym wywołał dyskusję o dostosowaniu wymagań widać, że były tam osoby z MEN, które pilnowały, żeby Pani Minister, jako osoba niewtajemniczona, nie chlapnęła w tej sprawie czegoś, co mogłoby zaburzyć opisywane interesy. Gdyby sprawdzić jakie kwoty grosza publicznego wpłynęły do TPD lub płynęły via TPD, być może rzucone było by nowe światło na opisane zależności. Wygląda na to, że jedna tylko organizacja biznesowa, ukrywająca się pod mianem stowarzyszenia, w imię swoich partykularnych interesów, prawdopodobnie zmajoryzowała Ministra konstytucyjnego. Można postawić hipotezę, że politykę bardzo szkodliwą dla tysięcy młodych ludzi podjęto interesie tej organizacji. Chyba poświęcono tysiące młodych ludzi, żeby lepiej zarabiać. Ogrom szkód społecznych, związanych z niszczeniem psychiki tysięcy młodych ludzi, spowodowanym ministerialnym zwalczaniem dyslektyków jest nie do opisania. Ich skala jest nieporównywalnie większa od skutków okropieństw nadużywania władzy w mrocznych obszarach PRL - u. Czy Pani Anna Zalewska zmierzy się z tą sprawą i podejmie trud choćby częściowego naprawienia zła, wyrządzonego przez Jej poprzedniczki? Problem dyslektyka w polskiej szkole jest problemem sztucznym, rozdmuchanym do nieprawdopodobnych rozmiarów, prawdopodobnie wyłącznie w interesie TPD. W istocie, żeby go nie było, wystarczy przywrócić przepisy uchylone przez Panią Katarzynę Hall, nadać rangę przepisu ustawowego opisanej powyżej wykładni pojęcia dostosowania wymagań oraz dopuścić używanie przez dyslektyków komputerów na lekcjach. Należy tez zaprzestać napuszczania nauczycieli na dyslektyków, zwłaszcza przez głoszenie absurdalnej tezy, że nauczyciel na lekcji w klasie 25 osobowej musi dostosowywać metody pracy do jednego dyslektyka w klasie. To nie jest możliwe. Jak dyslektyk wyposażony w komputer, nie nadąży za danym tematem, zacznie indywidualną pracę z programem wskazanym przez szkolnego specjalistę od dysleksji. Mając zajęcie nie będzie uciążliwy dla nauczyciela. Będzie miał szansę rozwijania się i zdobywania wiedzy, nawet większej, niż inni uczniowie, chociaż będzie to trochę inne wiedza. Zapewnienie tym osobom odmiennych ścieżek edukacyjnych na poziomie ponad gimnazjalnym i ponad licealnym, co jest wyzwaniem stojącym przed Panią Minister Anną Zalewską z pewnością sprawi, że znajdą one miejsce w społeczeństwie.