Nikt wtedy nie mówił o "40-godzinnym tygodniu pracy".Moda na to zrobiła się od ostatnich paru lat, a gadanie o tym jest "argumentem", dzięki któemu dyrektor zmusza nauczyciela do dodatkowej pracy, kiedy nauczyciel nie okazuje zbyt dużego entuzjazmu.
Dyrektorzy wtedy nie myśleli, ze mają prawo do zmuszania nauczycieli do regularnego i przymusowego odbywania zajęć dodatkowych i po prostu tego nie robili. Tak samo jak żadnemu dyrektorowi nie przychodziło do głowy to, aby wzywać nauczycieli do szkoły w przerwie okołoświątecznej, choć teoretycznie mogli. Bardziej "modne" były wtedy dyżury w czasie ferii, gdzie nauczyciele organizowali rozrywkę dla dzieci.
Karcianki zmusiły nauczycieli do odbywania regularnych zajęć bez względu na to, czy jest potrzeba, czy nie. Atmosfera przymusu i konieczności opisywania działań sprawiły, że większość traktuje te godziny "jak za karę". Powstało też wiele papierowej fikcji, która zresztą trwa dalej, bo mimo zapewnień ministry o "likwidacji biurokracji" większość dyrektorów nadal nakazuje prowadzić dzienniki i inne cuda związane z zajęciami "dodatkowymi". Nauczyciel za dodatkową pracę nie otrzymuje nic (kiedyś ktoś, kto dobrowolnie podjął się takiej pracy a miał normalnego dyrektora, to mógł liczyć na nagrodę chociażby), no bo wszyscy robią to samo, a trudno nagradzać hurtem wszystkich.Po prostu zwiększono nam pensum, co najmniej o dwie godziny. Efekt jest taki, że ja już nic z własnej inicjatywy w szkole nie robię- nie mam na to już czasu i siły. "Odgórnie" zorganizowano mi zajęcia dodatkowe, wybrano mi dzieciaki, nie pozostawiono wyboru. Szkoła dzisiaj to nie miejsce dla kreatywnych. Trudno się "kreatywnie" poruszać w takich "ciasnych ramach". Kreatywnie to sobie możesz lekcje poprowadzić. Ale zapewne też to ukrócą, Wszak nawet "podstawę programowa" do godzin wychowawczych są zrobić...A w mojej szkole teraz jest moda na "ocenianie kształtujące". Nikt się mnie nie pyta, czy mi się to podoba, czy nie. Każe mi się tak właśnie prowadzić lekcje, hospituje się mnie i ocenia pod tym kątem. Żeby dzieciaki odpowiednio przygotować, muszę już wcześniej prowadzić lekcje tą metodą, więc nie robię tak, jak ja chcę, znów mi się wszystko narzuca. Nawet priorytety nam się odgórnie ustala, jakby wszystkie szkoły i ich środowiska były takie same. I mówi się o większej kontroli ze strony kuratoriów- a ja na przykład to w ogóle bym dziadostwo zlikwidowała, bo więcej z nich szkody niż pożytku....
