Uff... od czego by tu zacząć... najlepiej od początku:
W przyszłości chciałbym iść na kierunek zwany automatyką. Jak wiemy, automatyka to - łopatologicznie - elektronika połączona z programowaniem. Informatyka w szkołach totalnie leży (przynajmniej w gimnazjach, nie wiem jak w liceum, choć z różnych opowieści słyszałem, że podobnie) i nie ma co się nad tym rozwodzić, dlatego przejdźmy do elektroniki. Elektronika to oczywiście dział w fizyce.
Wielu nauczycieli uważa swój przedmiot za najważniejszy... i wszystko byłoby ok, gdyby nie to, gdyby te same osoby faktycznie chciały nauczać. Kiedy przychodzę do mojej nauczycielki z fizyki i pytam się o cokolwiek związanego z elektroniką (nadprogramowego) słyszę wymigiwania się i odpowiedzi w stylu "wiesz, tego nie było w programie, zapytaj sie pana X". Pan X niestety też wie niewiele więcej.
Chodziłem na kółko języka niemieckiego - w drugim półroczu wcisneli nam na 8 lekcji wf, więc już nie mogę uczęszczać na te zajęcia dodatkowe. Nawet tego nie skomentuje.
Chodziłem na kółko z matematyki - było na 7 i 8 lekcji, jednak pewnego dnia matematyczka wyjaśniła mi, że "kółko będzie już tylko na 7 lekcji". Wtedy, kiedy ja mam akurat przedmiot obowiązkowy.
Oprócz tego często po prostu nauczycielek na kółkach nie ma, bo coś tam. Zdarzają się różne sytuację, ale raz na jakiś czas. Nie co drugie zajęcia.
Czy naprawdę nauczyciele, którzy uczyliby z pasją wymierają? Czy liczą się już tylko oceny uczniów i ich wyniki na egzaminach? A co z tymi, którzy po prostu chcą się czegoś naprawdę nauczyć. Zrozumieć, nie wykuć. Szkoła stawia na Zakuć, Zdać, Zapomnieć. Domyślam się, że to nie jest wina kadry, tylko osób, które później rozliczają Państwa właśnie z wyników podopiecznych. Myśle, że jest to temat wart dyskusji.
Proszę nie myśleć, że kogokolwiek osądzam. Chciałbym tylko wiedzieć, co o tym sądzą sami zainteresowani.
I jeszcze druga część tematu skierowana do nauczycieli/ek matematyki i fizyki
Tak jak pisałem, chciałbym iść na studia związane z matematyką i fizyką. Niestety, z elektroniki leże. Słowo leże to w tym przypadku eufemizm. Nie rozumiem tego. Nie mam dużego problemu z podstawą programową, ale z praktyką. Nie rozumiem np. Jak rozchodzi się prąd w obwodach (nie mam tu na myśli prostego obwodu równoległego, tylko jak rozchodzi się prąd kiedy w obwodzie równoległym jedna gałąź ma opornik np. 100 ohm a druga 150 ohm), nie rozumiem skąd prąd kolokwialnie "wie" ile ma go płynąć. Generalnie ciężko idzie mi cała fizyka. Czy fizyka w liceum jest jakaś bardzo trudna? Bo trochę się obawiam...
Natomiast co do matematyki to tutaj jest dziwna sprawa. Generalnie jestem z niej dobry, mam 5 (choć wiadomo, oceny nie zawsze odzwierciedlają umiejętności), ale nie umiem robić zadań na dowodzenie, czy takich jak "wykaż że...", "znajdź taką liczbę..." itp.
Trochę sie tego boje. Nauczycielka mówi, że to da się wyćwiczyć (myślenie / sprawność rachunkową) robiąc takie zadania. Proszę mi powiedzieć bez ogródek; czy jestem faktycznie głupi i czy da się to naprawić

Boję się, że nie dostane się na moje wymarzone studia.
Dziękuję za dotrwanie do końca tego jakże długiego posta.
Quark