Ja staram się unikać krzyczenia na dzieci i zabawne jest to jak często słyszę, czy to od rodziców, czy samych dzieci, że jestem fajny, ponieważ m.in. nie krzyczę na dzieci

U mnie nawet sam dyrektor sugerował, że na dzieci można czasami krzyknąć, więc z czasem się nauczyłem

Nie ma co ukrywać, że jest to jakaś metoda. Powinna być ostatecznością i faktycznie są sytuacje, w których nic innego nie pomaga. Należy tylko pamiętać, że jako nauczyciele nie możemy krzyczeć na dzieci kiedy się zdenerwujemy, ale wtedy kiedy jest to naprawdę konieczne.
Inaczej jest mówić z podniesionym głosem i uciszaniem klasy. Są klasy, gdzie dzieci są zainteresowane tematem oraz takie, do których niewiele dociera, a nawet nic nie dociera. Czasami nauczyciel sam się nie słyszy. Uciszanie klasy, mówienie z podniesionym głosem jest jak najbardziej dozwolone.
Dla przykładu. W mojej szkole w niewielkim budynku jest prawie 600 uczniów. Dzieci mają wyznaczone godziny obiadowe, żeby w ciągu dnia mieć szansę zjeść obiad. Stołówka jest mała, w piwnicy, do której prowadzą dość strome schody. Każdy nauczyciel musi sprowadzić dzieci pod koniec lekcji na jedzenie jak nadejdzie ich pora obiadowa. Nie wszyscy schodzą na obiad razem, zdarzy się, że ktoś pobiegnie przede mną pierwszy. Jedyna możliwość wtedy to krzyk na pół korytarza, żeby usłyszał i wrócił do grupy

Były u nas przypadki wypadków podczas biegu na stołówkę, raz skończyło się to nawet pobytem w szpitalu. Oczywiście wszelkie sytuacje kiedy dzieci się ze sobą zaczynają bić - krzyk też wtedy pomaga (zazwyczaj szybko się kończy awantura między nimi).
Na samych lekcjach jeżeli musimy uciszyć klasę to na pewno nie możemy krzyczeć. Na dłuższą metę to nie będzie skutkowało i będzie z naszej strony nieprofesjonalne. Każdy musi szukać własnych metod i to nie jednych zazwyczaj
