
Temat trochę śmieszny i trochę straszny -sorry.
Oczywiście używanie wulgaryzmów na lekcji przez nauczyciela jest niedopuszczalne i jest kompromitacją nauczyciela.
Jednak ja np. należę do osób,które jednak mają skłonność do ich używania w czasie wolnym ,w jakimś nieoficjalnym towarzystwie..
Na marginesie ja nad tym próbowałem pracować (np. szukanie wymienników itd. itd.) ,ale dość bezskutecznie .Nie mam jakieś żadnej koprolali http://pl.wikipedia.org/wiki/Koprolalia .(to jest niewykorzystany motyw w filmowej komedii -nauczyciel z koprolalią).
Chodzi o to,że np. jak idę ulicą i samochód ochlapie mnie wodą z kałuża to automatycznie od razu pada kilka niecenzuralnych słów.Trochę się boję,że jak jakiś zagubiony ciężarek w przestrzeni szkolnej spadnie mi na nogę ,dobiję do ucznia spacerując na przerwie lub w jakieś dość ekstremalnej sytuacji to jednak mogą paść niecenzuralne słowa z mojej strony.
Czy Ktoś miał podobne obawy ?
Czy Ktoś miał wpadkę z wulgaryzmami na zajęciach (albo słyszeliście o takiej wpadce) ,bo nie chce mi się wierzyć,że wszyscy nauczyciele używają zawsze literackiego języka (zwłaszcza w różnych emocjonalnych sytuacjach) ?
I jak ktoś ma jakieś rady na terapię antywulgaryzmową to chętnie posłucham.