miwues pisze:ulewa napisał/a:
Ja sama nic nie mogę...
Możesz podać przykłady?
ulewa napisał/a:
On jednak nas jeszcze potrafi nas upokorzyc przy innych (bywa, że również przy uczniach).
A tu?
Pytasz o przykłady. Jest ich całe mnóstwo, ale wiele z nich to takie sytuacje, że z pozoru wszystko jest w porządku, ale jakoś wszyscy czują strach (a nie szacunek) i niesmak. Gdy się pracuje tam stale, to szybko zaczyna się czuc niezdrową atmosferę. Nie wiadomo co komu można powiedziec, kto donosi...
Podczas rozmowy z dyrem NIGDY nie można miec własnego zdania, bo na pewno nie ma się racji. Śmiałek, który próbuje miec własne przemyślenia i opinie szybko zostaje z tego "leczony"W kompetencje dyrektora nie wolno wchodzic, on wie wszystko najlepiej.
Dyr potrafi nas "przywoływac do porządku" na korytarzu szkolnym przy uczniach. Gdy załatwaimy coś w sekretariacie, to też zdarza nam się słyszec, jak kogoś poniewiera (ale i tak nie mamy tak źle, jak w tej reklamie pepsi

).
Mnie się zdarzyło, że pewna pani złożyła na mnie kolejną skargę. Zostałam wezwana do dyra ja i córka tej pani. Dyr zadawał pytania w taki sposób, że od razu było wiadomo, iż to nie ta bidula zawiniła (rozrabiając i jedząc na lekcji, wyzywając w obrzydliwy i wyjatkowo wulgarny sposób biedniejszą koleżankę, podrabiając podpis matki, mogłabym tu wymieniac dłużej). Winna byłam ja,
bo ośmieliłam się zareagowac. Najpierw z dzieckiem rozmawiałam, potem wpisywałam uwagi i rozmawiałam z matką, ale ta nie przyjmowała do siebie żadnych uwag krytycznych na temat swojego świętego dziecka.
Ja byłam winna, a uczennicy dano do zrozumienia, że ma powiedziec, iż boi się mnie. Dodam, że w czasie tej konfrontacji nie miałam prawa odezwac się nawet słowem. Żadej możliwości wyjaśnienia, obrony... Zresztą komu wyjaśniac, skoro dyr sam mnie pogrążał?
Później smarkula śmiała mi się w twarz, bo wiedziała, że wszystko jej wolno. A jeśli coś zmaluje, to zawsze może pójśc do dyra (bezpośrednio) i powiedziec, że boi się, pani się na nią uwzięła, krzywo spojrzała, nie odpowiedział ,"dzień dobry wystarczająco miło albo głośno (można dodac własne pomysły, a nastepnie wybrac zestaw na każdy dzień).
A ja... wstyd przyznac, ale po prostu odpuściłam. Szkoda mojego zdrowia. Teraz jednak wiem, że w naszej szkole rządzą rodzice - awanturnicy. My - nauczyciele nie mamy żadnych szans, bo rzeczowośc i dyskusja są bezcelowe i prowadzą jedynie do niełaski dyra. A niełaska jest okrutna i trwa niekiedy rok albo i dłużej. Każda Rada Ped. jest wówczas okazją do wytknięcia nieszczęśnikowi potknięc, np. takich, że nie uważał na korytarzu i dlatego dostał piłką. Nie dzieci są winne, że grały, tylko on, że się nie zabezpieczył w kask ochronny, gdy szedł im tę piłkę odebrac.
Jolly Roger, masz rację, to prywatny folwark, ale na razie nikt się temu nie przeciwstawia. A ja już tyle razy nadstawiałam karku w imię wszelkich ideałów, że teraz mam dośc, siedzę sobie cichutko i robię spokojnie swoje.
Nie wiem, kiedy skończy się ta paranoja, ale ja nie będę tą, która coś próbuje zmienic, już więcej nie.
Nie ma solidarności w naszym gronie. Nikt nigdy za nikim się nie wstawia, bo to strach.
Czekamy chyba, aż dyr pójdzie na emeryturę, a jemu się nie spieszy...
Nauczyliśmy się z tym jakoś życ. Tylko co to za życie...?