Postautor: edzia » 2009-09-11, 08:29
Nie wymagaj raczej uczenia się na pamięć definicji książkowych. Wymagaj rozumienia tych definicji i przytoczenia ich "swoimi słowami". Wprowadzając jakąś definicję, nie zaczynaj od jej zacytowania, lecz od naprowadzenia uczniów za pomocą różnych pytań na samodzielne zdefiniowanie czegoś. Wspólnie zredagujcie jakąś sensowną definicję, tzn. redagują uczniowie, ty tylko nadzorujesz i naprowadzasz. Podawaj przykłady, wymagaj też podawania przykładów od uczniów. Następnie poproś jedną/kilka osób o powtórzenie całości tej samodzielnie utworzonej definicji. Następnie: "- Proszę to teraz zanotować w zeszycie". Możesz poprosić o porównanie tego z definicją książkową czy słownikową.
Przy sprawdzaniu znajomości tej definicji nie poprawiaj każdego słowa, chyba, że istotnie zmienia sens definicji. Pozwól uczniom wyjaśnić po swojemu, ale niech ubierają to ładnie w słowa, popierają przykładami.
Definicji strikte książkowych wymagaj w absolutnie wyjątkowej sytuacji, gdy ze względu na jej ważność dla całego procesu nauczania istotne jest jej dokładne przytoczenie. Uprzedź o tym uczniów. Takich definicji może być naprawdę niewiele, u mnie zdarza się jedna, dwie na cały cykl nauczania z danego przedmiotu. Ale to też nie znaczy, że mogą tego nie rozumieć. Rozumienie to podstawa.