W mojej szkole z wieloma nauczycielami wszyscy są per "ty" (to znaczy wszyscy mogą, wielu uczniów też woli zachować pewien "dystans"!), ale do niektórych po prostu tak się nie mówi, i chyba nawet nikt nie próbował tak mówić. Nie zauważyłam wyraźnej korelacji że niby tych, do których się nie mówi na ty, bardziej szanujemy, czy coś. Do chemiczki maturalne klasy i absolwenci mówią na ty (młodszym jakoś przez gardło nie przechodzi i mają niejasne wrażenie, że uderzyłby w nich grom z jasnego nieba, gdyby powiedzieli do niej po imieniu), a na jej lekcjach wszyscy są bardzo, bardzo, BARDZO grzeczni. Raz nawet mogłam wypić kawę na lekcji, siedząc w klasie (nad ranem byłam na pobraniu krwi, a jakoś zdołałam się nie spóźnić na jej pierwszą lekcję), i bynajmniej nie obniżyło to mojego szacunku do niej- zostałam ZASZCZYCONA, ot co

Ale młody nauczyciel, pozwalający czy zachęcający do mówienia po imieniu, to chyba miłośnik sportów ekstremalnych
Ale bardzo mi się nie podobało, kiedy jeden z nauczycieli, do którego wszyscy, którzy chcą, mówią po imieniu (zwłaszcza, jeżeli ich nie uczy- on prowadzi też bibliotekę) swoją klasę zaczął "tresować" że mają do niego się zwracać "panie profesorze". Dość żałosne to było.