koma pisze:Teraz ciąża traktowana jest jak ciężka choroba przenoszona drogą płciową lub niepełnosprawność, a nie stan przecież dla kobiety korzystny ze względów psychicznych, emocjonalnych, a nawet fizycznych.
Dziewczyny "idą" na zwolnienie, bo lekarze je dają - coraz więcej bowiem ciąż zagrożonych. Ano zagrożonych, bo zamiast normalnie funkcjonować, spacerować i ćwiczyć, a nawet tańczyć - siedzą obolałe przyszłe matki w fotelach przed telewizorami. Więc ciąże słabe, a dziewczyny opuchnięte i niesprawne. Potem trudne porody.
Chyba sama nie wiesz o czym piszesz?
Nigdy nie byłaś w ciąży? Jesteś lekarzem, że możesz tu kwestionować zasadność wydawanych zwolnień?
Jeśli się nie znasz na ciążach, to nie powinnaś się w tej materii, przynajmniej w kwestii zwolnień lekarskich, wypowiadać
Dzisiaj 90% ciąż to ciąże zagrożone, bo po prostu kiedyś one w ogóle nie miałyby prawa być donoszone. Kiedyś regulowała to natura, teraz mamy medycynę, która jest w stanie te ciąże uratować.
Uważam, że nie masz prawa generalizować w tym temacie i w taki bardzo ironiczny sposób oceniać wszystkie ciężarne. Zwłaszcza, że
chyba sama jesteś kobietą?
Bardzo mnie dotknął osobiście twój post, bo obudził bolesne wspomnienia.
Ja byłam w ciąży- dwa razy, za każdym razem była to ciąża zagrożona i za każdym razem bardzo źle się czułam -
zwłaszcza na początku ciąży. Musiałam dojeżdżać do pracy ok. 1 godziny zatłoczonym autobusem i nigdy nie zapomnę upokarzającej dla mnie opinii jednej "starszej" pani.
Byłam już w piątym miesiącu ciąży i ciągle męczyły mnie wymioty, więc wsiadałam do autobusu dużo wcześniej, niż musiałam, na pierwszym przystanku, bo tylko tak miałam szansę na zajęcie miejsca siedzącego. Nie było po mnie specjalnie tej ciąży widać, bo nosiłam luźne ciuchy i byłam bardzo szczupła.
Jedna z takich "zażywnych" pań w sile wieku nie omieszkała zwrócić mi uwagi, ze powinnam jej ustąpić miejsce.
Na moją nieśmiałą i cichą prośbę, by może poprosiła kogoś innego, bo jestem w ciąży ( w autobusie było wielu młodych mężczyzn) pani wybuchnęła i zaczęła moją ciążę głośno, tak aby każdy w autobusie mógł dobitnie ją usłyszeć, komentować właśnie w takim niewybrednym tonie, jak Ty powyżej.
Ja nie potrafiłam się wtedy bronić, więc tylko zrobiłam się czerwona i spuściłam głowę.
To było jakieś 20 lat temu, ale nigdy tego upokorzenia i tej sytuacji nie zapomnę.
Byłam wtedy bardzo młoda, to była moja pierwsza praca - tuż po studiach. Myślałam, że ważniejsza ona od mojej ciąży. Byłam po prostu głupia. Dzisiaj na pewno poprosiłabym lekarza od razu o zwolnienie, a nie wracała po nocy autobusem i wymiotowała ukradkiem do woreczka.
I uważam, że kobieta w ciąży ma prawo korzystać ze zwolnienia, nawet jeśli miałaby to zrobić tylko dla swojego komfortu psychicznego. Zwłaszcza, że praca w szkole jest bardzo stresująca. A już trzeba być chyba nieludzkim, żeby kazać stać kobiecie z "brzuchem" na przerwie między biegającymi dzieciakami lub kazać jej dyżurować w hałasie podczas dyskoteki.
koma pisze:Ja rozumiem - wykorzystać można swój stan dla odpoczynku, ale sa granice przyzwoitości.
Dlatego denerwuje mnie to!
Co z Ciebie za człowiek? Gdzie Twoja wrażliwość i empatia?
Mam nadzieję, że nie jesteś dyrektorem. W przeciwnym razie współczuję Twoim ciężarnym podwładnym.
