Czytając Twoje wypowiedzi, nie odniosłem wrażenia, że piszesz o wszystkich swoich przedmiotach.
Musisz ćwiczyć arkusze maturalne z przedmiotu, którego nie zdajesz?
Nie, nie, nie. Miałem na myśli to, że konieczność wypełnienia tylu arkuszy z matematyki na raz sprawia, że po tym ciężko znaleźć czas czy to na odrobienie bieżących lekcji, czy to na otworzenie repetytorium z WOS albo podręcznika od polskiego. A połączenie tego wszystkiego razem graniczy z niemożliwością, nierzadko tę granicę przekraczając. Słowem: zbędne, nadmiarowe przygotowania do matematyki uniemożliwiają normalne przygotowania do pozostałych przedmiotów.
Wielka szkoda, że masz takich nauczycieli, którzy nic zupełnie przez dwa lata nie robili. Jak sobie poradziłaś z przedmiotami maturalnymi?
Wielka szkoda, że nie potrafią rozsądnie rozplanować materiału i właściwie rozłożyć ciężaru prac domowych.
Trzeba było po pierwszej klasie zmienić szkołę.
Tu nie chodzi o to, że nic nie robili. W pierwszej klasie w naszej szkole uczyła pani matematyczka bardzo fachowa, ale stanowczo zbyt sędziwa jak na pracę w szkole. Podupadające jej zdrowie sprawiło, że częściej się nie pojawiała, niż pojawiała. Dyrekcja obiecała "zrobić porządek", ale stwierdziła, że ma "związane ręce w sprawie zmian kadrowych", które - jej zdaniem - możliwe są jedynie na przełomie lat szkolnych. W drugiej klasie mieliśmy osobę całkiem młodą, ale problem z nią polegał na tym, że przychodziła do pracy i... nic nie robiła.

Kompletnie nic, poza wpisaniem tematu w dzienniku i napisania numerów stron do zrobienia w podręczniku. Nikt nic z tego nie pojmował. W październiku rzeczonego roku szkolnego zdecydowaliśmy się porozmawiać z dyrekcją, która stwierdziła, że 90 uczniów (około, wiadomo, 3 klasy po circa 30 osób) po prostu fantazjuje. Pół roku zajęło nam udowadnianie tego, co się dzieje, drugie pół - zmuszenie dyrekcji do działania. Dopiero gdy sprawa otarła się o media, dyrektor coś w tej sprawie ruszył. A teraz - jest jak jest.

Nie wszędzie jest jednakowo, bo matematycy się podzielili klasami. Ale nie wszędzie niestety jest dobrze...
Zmienić szkołę? Wiesz? Chciałem. Nawet w środku roku szkolnego, jak się semestr zmieniał. Wygrała... ekonomia. Zbankrutowałbym na dojazdach. W mojej miejscowości brakuje alternatyw.
Gdyby nie korepetycje i parę innych - już moralnie nagannych

sztuczek, miałbym duży, duży problem z przygotowaniem się do matury.
Popatrz na to tak: jeśli nie zdasz matematyki, to nawet najlepszy wynik z przedmiotu "kluczowego" nie pomoże.
Wiesz - no, ja wiem. Problem w tym, że większość z osób znajdujących się w tym ffatalnym położeniu jest w stanie napisać maturę próbną na około 50, 60%. Słabsi mieszczą się w okolicach 40%, lepsi - około 80%. Ale i tak muszą wypełniać durne teasty, bo za nieoddanie takowego grozi ndst cząstkowe. 3, 4 czy nawet 2 sztuki ndst cząstkowego na tydzień, jak łatwo Ci pewnie policzyć, uniemożliwi podejście do matury mimo, że z całą odpowiedzialnością jestem poręczyć za tych ludzi: nie będą mieć najmniejszych problemów ze zdaniem tego testu inteligencji szumnie zwanego "maturą z matematyki".

I wiesz co jest ciekawe? Osoby, które zagrożone są jedynką z matematyki właśnie dzięki nieoddawaniu prac, najczęściej przodują u nas w wynikach próbnych matur pisanych w szkole (!). Paranoja?
Ośmielę się wyciągnąć wniosek, że próżno szukać sensu w tym, co robi nasza osoba ucząca. Ale - w końcu jej wolno. Ma autonomię oceniania, teoretycznie zna się na swojej robocie (no, bo lata doświadczenia), bla, bla, bla, a zanim dyrekcja w ogóle pomyśli o tym, by rozważyć reakcję na ewentualny protest, dawno już będzie po maturach. Skoro udowodnienie takiego oczywistego przypadku, jaki miał miejsce w zeszłym roku, zajęło praktycznie cały rok szkolny? Kto będzie marnował czas na rozmowy z dyrekcją, już, teraz? Owszem, dyrekcja dostaje sygnały na zebraniach, od rodziców, ale żadne formalne pismo nie wpłynęło, nikt nie nadał sprawie jakiegoś formalnego biegu, więc dyrekcja widać uznaje, że nie opłaca się nią przejmować. Uczniowie już nie mają czasu protestować. Muszą się przygotować do matur... Sami sobie winni? Być może... Ale cóż zrobić?
[quote=Antie]A ja mam wrażenie, że to co Ty piszesz, to rzeczywistość, która dotyczy może kilu % uczniów. [/quote]
Zapewne masz rację. Z podobnymi problemami boryka się odsetek. Kilka procent uczniów. Ale to właśnie o kilka procent za dużo. Mówimy w końcu o czyimś życiu - takie rażące zaniedbania są niedopuszczalne! Procedura ich eliminacji powinna być banalnie prosta!
Gdyby większość tzw. przeciętnych uczniów poświęcała na naukę średnio 3 godziny dziennie, to nie miałaby żadnych problemów nie tylko ze zdaniem tej żenująco łatwej matury
Wiesz, co ja Ci powiem? To, co napisałem wyżej. Z maturą tutaj wątpię, żeby ktoś miał problemy - zwłaszcza, jeżeli mówimy o tej konkretnej maturze z matematyki.
ale miałoby w szkole same 5 i 4.
Wiesz - to już akurat zależy, kto ocenia.

"Autonomia"...
A maturę próbną z mat.- niestety - napisał na 86% bez żadnej powtórki czy przygotowania, jak zresztą większość w jego klasie.
Poszło mi trochę gorzej, ale niewiele gorzej.

Więc nie wciskaj tu kitu o nadmiernym obciążeniu biednych uczniów, bo nie chce mi się w to za bardzo wierzyć.
I jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby nauczyciele zadawali po 4 arkusze maturalne z każdego przedmiotu na tydzień.

Jak Was czytam, to też przestaję wierzyć własnym oczom. Do tej pory, jako umysł dość racjonalistyczny, odrzucałem pojęcie szczęścia i pecha. Czyżbym robił źle? x]
Albo Wy koloryzujecie w drugą stronę (zdarza się, jesteście po drugiej stronie biurka, nauczyciele są waszymi kolegami z roboty, więc nie macie bądź możecie nie chcieć mieć pełnego oglądu sytuacji), albo powinienem zacząć grać w totka bo dokonałem naprawdę trudnej sztuki posiadania wyjątkowo beznadziejnych nauczycieli.
Też byłem maturzystą

Wiem jakie są realia.
A ja doskonale pamiętam, że są, czy też byli tacy maturzyści, co dla uznania nauczycieli lubili trochę ponarzekać, jaka ta dzisiejsza młodzież zła...

Dobra, nie bierz za bardzo do siebie tego osobistego przytyku.

Ale jednak masz czas, żeby ze mną się spierać, a czasu na wypełnianie arkuszy nie masz? Doprawdy intrygujące
A Ty, jak studiujesz na tym swoim UJ, to rozumiem, że jesteś tam skoszarowany, uczysz się 24h/dobę i nie masz czasu na poświęcenie 15 minut dziennie na wypowiedzi na forum?

Tzn. tak powinna wyglądać według Ciebie nauka, tak?

Jeżeli tejże matematyki nie zdasz
Patrz wyżej.
Rozumiem zatem, że nauczyciel nie zadawał wam pracy domowej, nie podał wam podręczników, z których będziecie korzystać? Dopiero teraz się do was doczepił? Gdybyś pracował systematycznie, nie miałbyś tego problemu.
Opis sytuacji wyżej.
Nie wiem, czemu ma służyć to porównanie. Jeżeli chce się coś osiągnąć, zrealizować własne aspiracje, trzeba się poświęcić. Owszem, mógłbym sobie olewać studia, ale wtedy szybko bym z nich wyleciał, a zamiast poświęcić kilka lat - poświęciłbym całe życie.
Ale jeżeli uznałbyś, że studia - zamiast przygotowywać Cię do świetlnej przyszłości na rynku pracy zajmują się tylko dojeniem Ciebie i marnowaniem Twojego czasu - czułbyś się nieco zbulwersowany (i pewnie zmieniłbyś uczelnie), prawda?

Widzisz, kłopot jest taki, że ktoś wymaga od nas całkowicie zbędnego poświęcenia służącego nie realizacji celów wyższych i aspiracji, ale wręcz w tym przeszkadzających. Rozumiesz różnice? Gdybyśmy byli ludźmi, którzy koniecznie chcą zdać maturę, ale są ją w stanie napisać jedynie na 10%, pewnie sami z własnej woli byśmy się skoszarowali i do maja nie wstawali znad testów, żeby osiągnąć te cholerne 30%.

Tymczasem, idzie nam całkiem nieźle, ale wciąż musimy marnować czas, bo jak nie będziemy wypełniać durnych arkuszy, to nikt nad do tej matury nie dopuści.

Jeżeli to było jakieś KSW, albo inna Wyższa Szkoła Zarządzania Kurzem na Podwórzu im. Zuzi Pipsińskiej - to się nie dziwię. UJ nie da się postawić do pionu. Bo oni na miejsce jednego studenta mają kilku chętnych. A próba postawienia do pionu mojego wydziału, zanim mogłoby w ogóle do niej dojść, straciłbyś pół roku na zrozumienie struktury tej organizacji

Miejsc na studentów mają pełno. Ale myślę, że nie mają mimo wszystko aż tyle kasy, by pozwolić sobie na przegrywanie kolejnych procesów cywilnych.

A? Sam widzisz - to były dość grube afery i aferki.

Wprawdzie nie z UJ, ale też nie była to jedna z tych "uczelni od zaświadczeń do zus".

Szanuj ucznia swego, możesz nie mieć żadnego...