Postautor: katty » 2011-02-27, 08:49
Wiesz, Agatioszko, problem w tym, że jednym z podstawowych obowiązków każdego nauczyciela (nie tylko polonistów) jest dbałość o język ojczysty, zarówno ten, którym my się posługujemy, jak i ten, którym posługują się uczniowie. Dlatego Ci zwracam uwagę. Pewnych nawyków nie da się podzielić między pracę i czas wolny, albo coś mamy we krwi, albo nie mamy. Ja też jestem młodą, niedoświadczoną nauczycielką, ale już zdążyłam się nauczyć, że bez konsekwencji autorytetu nie da się sobie wyrobić. Konsekwencji na każdym polu. Uczeń musi wiedzieć (a w zasadzie czuć przez skórę), że jesteś istotą z zasadami i wyjątkowo spójną w tym, co robisz i mówisz. Jaki to ma związek z problemem, który opisałaś na początku? Sama się przekonasz, że ogromny. Dyscyplina uczniów to nie jest tylko kwestia doświadczenia. To przede wszystkim kwestia Twojej charyzmy. Jeden nauczyciel wejdzie jak burza w swoje obowiązki i od razu ma ogromny posłuch, inny po 20 latach cały czas jest na etapie rozpaczliwych pytań z serii "Ratunku, co ja mam zrobić s Iksińskim".
Porad na forum jest mnóstwo i sama wiem, że na początku wydają się rozmyte i niepomocne. Podświadomie bowiem oczekujemy instrukcji obsługi uczniów wraz z rozdziałem "Problem solving", gdzie nam krok po kroku powiedzą, jak mamy stanąć, co mamy powiedzieć, jak mamy to powiedzieć. Nie ma takiej instrukcji i nie da się jej napisać. Każdy przypadek jest inny. A Ty musisz sobie z nim poradzić. Musisz mówić krótko, rzeczowo i stanowczo, nie dać się nigdy wyprowadzić z równowagi, całą sobą pokazywać, że wiesz, co mówisz. Emanować pewnością siebie. Nie wdawać się w dyskusje. Wydać polecenie i czekać na jego wykonanie, w razie konieczności polecenie powtórzyć, bez jakichkolwiek próśb, gróźb czy tłumaczenia. Nie pozwolić, by uczeń choć przez chwilę myślał, że może się wywinąć. Niech czuje, że nie ma takiej opcji. I wiem, jak strasznie to czasami trudne. Sama miewam lepsze i gorsze dni. Jak ja się czuję dobrze, jestem wypoczęta i nic mnie nie trapi, problemy z dyscypliną same znikają. Jak tylko czuję się gorzej i brakuje mi siły, cierpliwości, trzeźwego oglądu rzeczywistości, uczniowie to wyczuwają i pozwalają sobie na - w moim odczuciu - za wiele. Mówię tu o samopoczuciu psychicznym, bo nawet, jak źle się czuję i np. stracę głos a nadal jestem pewna siebie, uczniowie potrafią wręcz zaskoczyć i największe łobuziaki obiecują, że będą uciszać klasę, klasa pracuje jak w zegareczku i jeszcze po lekcji chcą się koniecznie podzielić pastylką na gardło, którą mama jednemu uczniowi zapakowała do plecaka po chorobie. I to pokazuje kolejną, ważną rzecz: trzeba cały czas wierzyć w uczniów, nawet w tych, którzy nam się wydają niereformowalni.