Oj, znam to, znam...znam ten strach. Mąż pani dyrektor to szycha, podpaść pani dyrektor to podpaść owej "szysze"

i nigdzie w promieniu 40 km pracy nie można znaleźć, a za obecną samemu się dziękuje, bo się psychicznie nie wytrzymuje...Nikt nie wesprze, każdy dba o własny tyłek...Kto może, ucieka, kto nie może, zaciska zęby, łyka tabletki i haruje dalej. Opinie dla dyrektora? A co one są warte, razem z tą całą "kontrolą" kuratorium? Pani z kuratorium zamyka się w gabinecie z dyrekcją i studiuje pięęękne papiery. No to jaka ta opinia ma być? Nagrody...he, he...dostają ci, co mają układy z dyrekcją albo się o nie wykłócili, a nie ci, co na nie naprawdę, obiektywnie zasłużyli. Jak ktoś dużo pracuje, to mu się daje jeszcze więcej, a potem się jeszcze go raz czy dwa 'profilaktycznie" ochrzania, no na kimś słaba dyrekcja musi się wyżyć- przecież nie pójdzie do kogoś, o kim wie, że się obroni, odpysknie...dostaje się miłym , kulturalnym, cierpliwym. Niestety tak jest w wielu szkołach.