Witam. Kilka lat temu, będąc uczennicą pierwszej klasy liceum, moja nauczycielka matematyki i zarazem wychowawczyni podczas sprawdzianu, który akurat pisaliśmy na lekcji wyszła z klasy i mi również kazała to zrobić. Na korytarzu dostałam kilka małych karteczek. Moim zadaniem było zanieść je do szkolnej toalety i zostawić pod koszem na śmieci w jednej z kabin. Okazało się, że były to rozwiązania zadań z matematyki. W tym dniu odbywała się matura z matematyki i był to ostatni egzamin starej reformy. Wychowawczyni oczywiście zabroniła mi komukolwiek o tym mówić. Ja polecenie wykonałam posłusznie, bo w końcu to była moja wychowawczyni ... Dziś ta sama kobieta założyła sprawę w sądzie mojej siostrze. Nie chcę pisać jakiej bzdury ta sprawa dotyczy, bo gdybym napisała, przestałabym być anonimowa (ta kobieta przecież może odwiedzać to forum). Czy dziś, bo 7 latach, ujawnienie sprawy podania maturzystom prawidłowych rozwiązań zadań maturalnych mogłoby jakoś zaszkodzić tej nauczycielce? Dodam, że gdyby nie krzywda mojej siostry, nigdy bym nie "wywlekała" tej sprawy na światło dzienne. Nie chcę również sprawić żadnych kłopotów tym maturzystom.
Dziwna sprawa, ale proszę o radę.
Pozdrawiam.