Są wakacje, a ja już martwię sie o przyszły rok szkolny, bo do kl. IV ze szkoły filialnej przychodzi uczeń, który jest moim szwagrem (młodszym bratem mojego męża). Normalnie powinnam sie ucieszyc, ale uczyłam go wczesniej przez rok, gdy był w klasie I i stwarzał mi ogromne problemy wychowawcze na lekcji (nie słuchał, pyskował, rozpraszając innych, robił kawały). Jest bardzo dobry z ang. (bo tego uczę) wszystkie pisemne teściki pisał na max. choc nie zawsze znal słowka jak juz to wykrzykiwal je po prawidlowej odpowiedzi innych, udajac ze wie, robil na zlosc nie noszac ksiazki kredek, bijac inne dzieci, rysował brzydkie obrazki, gdy klasa robila co innego, podczas piosenek wykrzywial sie i itp. Mysłalam ze to zwykla zlosliwosc dziecka albo jest taki zywiolowy, a nawet ze chche zwrocic moja uwage, ale staralam sie go traktowac tak jak inne dzieci, ale niestety żadne moje sposoby nie dzialaly na niego. Rozmawialam z tesciowa najpierw jak z rodzina, potem jak z rodzicem, ale nie miala na niego wplywu, tlumaczac ze zapomnial a ona myslala ze wzial albo ze mial (potem okazywalo sie ze ksiazke mial ale udawal ze zapomnial, a ja nie moge sprawdzac plecakow dzieci, bo przeciez darzymy sie zaufaniem i nie mam prawa).Rowniez wychowawczyni probowala mi jakos tam pomoc, ale sama nie miala sposobu tylko znosila jego wybryki ...


Uczę juz 6 lat nie miałam takich kłopotów, a jesli miałam podobne z uczniami udawalo mi sie radzic teraz jestem w kropce..Proszę o jakies podpowiedzi:)