zmzm99 pisze:dushka pisze:Tia...
W Warszawie, na poziomie danego rocznika to 1 osoba.
I co? moje słowo przeciw pańskiemu.
Ta to sobie można gadać.
Przed dziesięcioma laty w warszawskich szkołach podstawowych, w klasach IV-VI, standardem było pozostawienie praktycznie samemu sobie ucznia ze zdiagnozowanymi nasilonymi trudnościami w uczeniu się występującymi łącznie z ADHD. Takim uczniom oferowano jedynie dwie godziny tygodniowo zajęć, nazywanych wtedy reedukacją. Były one zwykle prowadzone przez specjalistę dochodzącego, chociaż najczęściej w ramach zastępstwa przez jednego z nauczycieli. Zawsze mówili, iż nie potrafią pomóc, bo to bardzo nietypowy przypadek. Uczniowie ci, chociaż byli obecni na lekcjach, to faktycznie w nich nie uczestniczyli, bo nie nadążali za innymi i nic nie rozumieli. Zwykle na każdej lekcji byli odpytywani, co wywoływało śmiech. Nauczyciele wyjaśniali, że muszą takiego ucznia codziennie "usadzić", bo inaczej będzie przeszkadzał w lekcji. Poza tym siedzi taki jak na tureckim kazaniu i już samą swoją obecnością denerwuje nauczyciela. Takie postępowanie nauczyciela jest moim zdaniem przejawem terroryzmu. Standardem był rozgłaszanie wszem i wobec, że dziecko ma upośledzenie umysłowe i trzeba je przenieść do szkoły specjalnej. Jednak PPP nie wyrażała na to zgody. Jedyną reakcją dyrektora szkoły było stwierdzenie, proszę zabrać dziecko do innej szkoły. Stąd podobnie, jak inni rodzice dzieci z podobnymi uwarunkowaniami odwiedzałem wiele szkół podstawowych, szukając odpowiedniej. Zdarzało się, że dyrektor szkoły mającej dobrą opinię wyjaśniał, mam trzy oddziały i sześciu takich uczniów. Nie mogą przyjąć kolejnych, bo większej ich ilości nie zapewnię dobrej opieki. Z rodzicami podobnych dzieci spotykałem się w poczekalniach przychodni lekarskich i psychologicznych. Moi synowie, podobnie jak wiele innych dzieci z podobnymi problemami i z psychiką zdruzgotaną przez nauczycieli uczestniczyli m.in. w terapiach grupowych prowadzonych przez psychologów. W ich trakcie odbywały się comiesięczne grupowe spotkania terapeutów z rodzicami. Jeden z moich synów chodził kolejno do czterech szkół podstawowych. Ostania z nich była prowadzona przez fundację i znajdowali w niej miejsce praktycznie wyłącznie osoby z opisywanymi problemami. W szkole, w której uczył się drugi syn, na skutek skarg innych rodziców, MKO wprowadziło obowiązek comiesięcznego formułowania wymagań edukacyjnych na piśmie. Co miesiąc do szkoły przychodził wizytator i sprawdzał, czy wymagania są spisane i czy zostały podpisane przez rodziców. W związku z uczestniczeniem w opisywanych zdarzeniach oszacowałem liczbę dzieci z danego rocznika w szkołach warszawskich, dotkniętych opisywanymi problemami na kilkaset, ponieważ z nazwiska lub z nazwy szkoły mogłem w 2001 roku mogłem wskazać przynajmniej dwieście takich osób. Z informacji uzyskanych w MKO wiem, że od kiedy wicekuratorem została Pani Katarzyna Góralska obowiązuje wykładnia, że w szkołach warszawskich nie ma ani jednego takiego ucznia, a przynajmniej wizytatorzy nie powinni zajmować się podobnymi sprawami. Liczba uczniów z nasilonymi trudnościami w uczeniu się jest tematem tabu. Kiedy Centrum Metodyczne Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej MEN podjęło inicjatywę zbadania skali problemu dyskalkulii, MEN zakazało tych badań. ( http://www.rp.pl/artykul/347588.html)
Uprzejmie proszę o podanie, na podstawie jakich informacji uznała Pani, że uprawnione jest umieszczanie w przestrzeni publicznej stwierdzenia, że w Warszawie, na poziomie jednego rocznika problem nasilonych, specyficznych trudności w uczeniu się, występujących łącznie z ADHD, dotyczy tylko jednej osoby.
Na takiej, jak pańskie - nadal pańskie słowo przeciw mojemu. To pan opowiada o takich przypadkach i takiej ich ilości - nie wskazując żadnych badań, żadnego źródła danych.
Tak samo i ja sobie mogę napisać - to jest jeden uczeń. Równie to wiarygodne.
Pod linkiem strona nie istnieje.