koma pisze:Niech Pan już nie plecie z "władzą ocen". Naprawdę takiej władzy nie ma. Bo nad kim?? .
Przejawem władzy ocen jest zaparcie się danego nauczyciela, że nie godzi się na wystawienie oceny pozytywnej i przepuszczenie ucznia do następnej klasy. Ten uczeń uzyskuje ocenę niedostateczną tylko dlatego, że nauczyciel ustalił dla niego wymagania, którym uczeń nie podołał. Problemu by nie było, gdyby nauczyciel uwzględnił możliwości ucznia i dostosował do nich wymagania. W wielu szkołach jest jeden lub kilku nauczycieli, którzy sami siebie określają mianem wymagającego, ale sprawiedliwego. Oni wręcz lubują się w manifestowaniu władzy ocen. Kiedyś jako Przewodniczący Rady Rodziców, działając na prośbę ogółu rodziców dzieci z pewnej klasy, przekazałem nauczycielowi ich prośbę o pozostawienie ucznia z klasą. Odpowiedział, Jestem nauczycielem dyplomowanym. Nikt mi nie może niczego nakazać, więc nie mamy o czym rozmawiać. Dla takich osób liczy się tylko siła. Nauczycieli sprawujących władzę ocen można też poznać po tym, że mówią, iż nie można nikogo przepychać na siłę z klasy do klasy. Używają argumentu, że dany uczeń za mało wie. To hipokryzja. Za lat dziesięć, uczeń zapomni 98 procent tego co wiedział w szkole. Więc tak naprawdę poziom wiedzy ucznia nie jest na tyle ważny, żeby wykluczyć go z grupy. Wiadomo, że uczeń rozwija się najlepiej w stałym środowisku rówieśniczym. Pozbawienie go promocji oznacza wyrwanie z grupy i "włożenie" do innej, z piętnem nieudacznika. Osoby, która się nie nadaje. Można to porównać z sytuacją, w której dyrektor szkoły ogłosi, że dany nauczyciel się nie nadaje i został w tego powodu zwolniony. Tyle, że dyrektorzy szkól nie manifestują w opisany sposób swojej władzy wobec nauczycieli. Jest wielu nauczycieli, którzy swoją władzę nad uczniem jednak manifestują.