
Moderatorzy: Basiek70, służby porządkowe
a wiem, rozumiem, że brakuje pieniędzy...wiem, jaka jest subwencja...wiem, że samorządy cienko przędą...
Tylko przestańmy kłamać, że chodzi o dobro ucznia - bo tak naprawdę w naszym chorym państwie nikt dobrem dziecka się nie kieruje.
http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90443,17578474,Praca_w_Biedronce__jak_ja_dostac__ile_mozna_zarobic_.htmlW sieci zaskakująco mało jest spekulacji na temat wynagrodzeń w Biedronkach. W dyskusjach często pojawia się informacja, że kasjerzy zarabiają około 2 - 2,2 tys. zł brutto, czyli między 1,46 tys. zł, a 1,6 tys. zł na rękę
izolator pisze:średnio na rękę wychodzi 1600zł
izolator pisze:nauczycieli mamy 12 razem z zerówką i dwoma na zlecenie. wiec wychodzi 9 etatowych na szkole
Art. 734. § 1. Przez umowę zlecenia przyjmujący zlecenie zobowiązuje się do dokonania określonej czynności prawnej dla dającego zlecenie.
koma pisze:Państwo daje setki milionów złotych najbogatszej instytucji świata, jaką jest instytucja kościelna - a na dzieci nie ma.
Ani te w szkole, ani te w szpitalach. Gadają tylko o tych nienarodzonych - jak już się narodzą, to w cholerę z nimi...
izolator pisze:a dasz mi pieniadze zebym zaplcil im wiecej? bo subwencji wystarcza mi wlasnie na tyle,czasem zaoszczedzomy i na swieta jest jakies dodatkowe 1000zl.
izolator pisze:nikt im nie kaze u nas pracowac, mam cala szuflade podan wiec jakby bylo im zle znalezliby inna prace, a jesli nie moga bo np jej nie ma to chyba lepiej ze place im tyle niz wcale
to oznacza, że was nie stać na prowadzenie szkoły. Dlaczego, gdy zwykłego człowieka nie stać na coś, a zażąda od sprzedawcy by mu dołożył na swój koszt, to wszystkich to śmieszy, a gdy od pracownika wymaga się dokładania do biznesu, to nikt w tym nie widzi nic złego?
haLayla pisze:Ten argument ma sens tylko wtedy, gdy jest nieograniczona ilość wolnych lepszych miejsc pracy. A co więcej i tak ktoś musi tę pracę wykonywać. Więc nawet gdy kogoś przeniesiemy na lepsze stanowisko, to ktoś musi za tę osobę przyjść. Niezależnie od tego kto to jest, to musi on coś jeść, odziać się i mieć gdzie mieszkać. A to są te najzupełniej podstawowe potrzeby. A przecież pewnie chciałby książkę poczytać, na wakacje pojechać czy wyjść czasem do restauracji. Problem w tym, że polskich drobnych dorobkiewiczów nie stać. Ale nie na to, by zapłacić więcej. Ich nie stać na to, by w pracowniku dostrzec człowieka, takiego samego jak i oni sami.