Z wykształcenia jestem katechetą (po studiach teologicznych) w ubiegłym roku broniłam pracę mgr i kiedy napaliłam się aby iść do szkoły nagle dostałam propozycję innej pracy (w studio tańca) pomyślam sobie zobaczę, sprubuję...nie ukrywam że zmotywowała mnie większe wynagrodzenie. Po 8 miesiącach zmieniłam branże i pracuję obecnie w salonie firmowym który ubiera miłych, przystojnych panów


Ze studia tańca zrezygnowałam bo nie miałam tam umowy - jedynie śmieszną umowę zlecenie



Ale...no właśnie jest wiele ale....
Przede wszystkim to że ja siebie nie widze w handlu za 2,3,10 lat....

W czasach studiów miałam bardzo dużo praktyk w róznych szkołach z rożnymi dzieciakami...każdy mi mówił, że mam podjeście, uczniowie mówili ze pani od religii jest naprawdę "W PORZO" i nieskromnie mówiąc byłam bardzo lubiana nawet przez uczniów sprawiąjących problemy wychowawcze. Czasem byłam dla nich wszystkim - nauczycielem a także wychowawcą, rodzicem, psychologiem w jednym....
I teraz mam dylemat...czy wrócić do szkoły - tęsknie za tym, tęsknię za zawodwem o którym zawsze marzyłam. Mieszkam w dużym mieście i nie ma u mnie problemow z etatem - mogłabym iśc na staż już od września. Najbardziej tęsknię za podstawówką....
a potem znow nachodzą mnie glupie myśli - a jak nie wytrzymam? jak mnie wykończą nerwowo po pól roku ?człowiek daje tyle od siebie a nie dostaje w zamian nic, prawie nic...i ta śmieszna pensja za którą sama i tak sie nie utrzymam....
ale tęsknota jaką teraz odczuwam jest niewyobrażalnie wielka i tak naprawdę ja nie widzę siebie nigdzie indziej.......
koleżanki i koledzy...co robić ? co robić ?????



