nadia pisze:Nie bardzo chce mi się wierzyć w to,że te panie uczą angielskiego po studiach podyplomowych gdyż takowe po prostu nie istnieją.Fakt, były podyplomówki z języków kilka lat temu, ale obecnie nie ma i nie dają one w żadnym wypadku kwalifikacji do nauczania języka. Aby pracować jako językowiec trzeba mieć przynajmniej certyfikat.
Wierz mi,uczą.
Dyrekcja wysyła takie osoby na dodatkowe kursy,gdyż w powodu niżu demograficznego nie ma dla nich miejsca jako np. nauczyciel polskiego czy W-Fu.Żeby nie stracić pracy,dane nauczycielki robią po 3 podyplomówki naraz i niestety co się okazuje - jeśli uczą dzięki temu trzech przedmiotów to żadnego niestety dobrze.
Znam przypadek w jednym z Liceów Ogólnokształcących w Piotrkowie Trybunalskim,gdzie angielskiego uczy Pani,której wyuczony zawód to polonista - kobieta ma blade pojęcie o języku angielskim (wymawia wiele słów tak jak się pisze - u niej "first" to first) a mimo to dwa lata temu zrobiła podyplomówkę i o zgrozo, została dopuszczona do nauki języka angielskiego i co gorsza - przygotowywania do matury
I tak, będę złośliwa bo ciekawa jestem gdyby z kolei było odwrotnie - a mianowicie gdybym ja narobiła sobie 5 podyplomówek i zastąpiła 5 innych wykwalifikowanych w danych przedmiotach nauczycieli.
Jednakowoż sytuacja jest bardzo patowa - z jednej strony nauczyciele z obawy przed utratą stanowiska pracy chwytają się brzytwy w postaci podyplomówek właśnie, z drugiej strony osoby kończące studia w danym kierunku nie mają szans na znalezienie pracy w swoim zawodzie bo etaty są już zajęte.
I tak np. nawet w przedszkolu nie ma co liczyć na pracę gdyż Panie od nauczania wczesnoszkolnego i przedszkolnego "dorobią" sobie język angielski i myk - po co zatrudniać nowego nauczyciela, płacić mu i dawać szansę na odrobienie stażu skoro jeden nauczyciel robi za trzech?
Nie wspomnę już o innych typach szkół (mowa o publicznych).
Tak się składa,że mam jeszcze w sumie 4 lata na odrobienie stażu więc może gdzieś sobie ten staż znajdę - póki co zadawalam się pracą na pół etatu w prywatnym przedszkolu (9 godzin tygodniowo) i korepetycjami podczas gdy takie "podyplomowe" nauczycielki są praktycznie nietykalne biorąc po całym etacie w szkole...
Niby mówi się o potrzebie wykwalifikowanej kadry ("anglistki" czy "germanistki" po podyplomówkach to w takim razie jakaś kpina) no i o równych szansach (jeden ma po 2 etaty a absolwent kierunku ledwo może się gdzieś zaczepić).
Taka jest spaprana polska rzeczywistość i naprawdę nie obchodzi mnie to,że zaraz zostanę objechana przez "podyplomowiczów" - przydałaby się jakaś wielka petycja do ministerstwa edukacji z prośbą o zmianę chorych przepisów utrudniającym start młodym wykwalifikowanym w danym zawodzie osobom
