Witam wszystkich!
Chciałabym Was prosić o radę albo słowa otuchy...W zeszłym roku skończyłam polonistykę, chciałam być nauczycielem języka polskiego, ale niestety, nie było dla mnie etatu. Zrezygnowana zaczęłam więc szukać pracy gdziekolwiek (wiadomo, żyć za coś trzeba). Przyjęto mnie do pracy w salonie z tel. komórkowymi, zaproponowano najniższą krajową plus prowizję od sprzedaży. Zgodziłam się, zrobiłam badania lekarskie i od poniedziałku miałam zacząć. Miałam. Wczoraj zadzwoniła do mnie dyrektor szkoły podstawowej oddalonej ok. godziny jazdy od mojego miejsca zamieszkania z propozycją pracy w świetlicy szkolnej. Niewiele myśląc wsiadłam w autobus, pojechałam, porozmawiałam i zostałam przyjęta. W przypływie radości zadzwoniłam do sklepu i oświadczyłam, że rezygnuję... I teraz zastanawiam się, czy słusznie zrobiłam. Nigdy nie pracowałam w świetlicy, będę miała 23/26 godzin etatowych, do tego ok. godziny jazdy w jedną stronę komunikacją podmiejską. Targają mną wątpliwości, czy sobie poradzę i czy to rzeczywiście jest to, co chcę robić. Dodam, że to praca na zastępstwo do końca roku szkolnego.