Poradźcie mi, proszę, bo już zupełnie nie mam pojęcia, co robić. Uczeń klasy IV od początku roku szkolnego w ogóle nie pracuje. Nie prowadzi notatek, regularnie nie ma zeszytu. Od czasu do czasu pojawia się nowy zeszyt, który już na następnych zajęciach "zginął" i przez miesiąc znowu zeszytu nie ma. Nie chce nawet książek wyciągnąć. Gdyby go zostawić samemu sobie to będzie w miarę spokojnie siedział, ale upieram się, by coś robił, przez co cała klasa traci, bo za każdym razem ucieka mi kawałek lekcji. Zaczyna się od tego, że nie można wyegzekwować wyjęcia książek. Nie ustępuję, więc w końcu wyciąga, ale tylko spuszczę z niego oko (a klasa jest trudna, więc nie jestem w stanie skupić całej uwagi na nim), książki natychmiast znikają w plecaku i zaczyna się od nowa. Na koniec lekcji nie raz uczeń nie ma nawet przepisanego tematu (oczywiście to, że uczeń zapomniał zeszytu, nie zwalnia u mnie z prowadzenia notatek, należy notować w brudnopisie lub w ostateczności na kartce i sprawdzam, czy zostało to na następną lekcję przepisane do zeszytu). Za każdym razem zostawiam ucznia na przerwie i nie wyjdzie, póki chociaż nie przepisze z tablicy. Więcej zazwyczaj nie zdąży zrobić. Nie ważne, czy mam dyżur czy cokolwiek innego, nie zdarzyło się, żebym go wypuściła z klasy jak w ogóle nic nie zrobił. Nie odrobił ani jednej pracy domowej. Nawet najprostszych ćwiczeń nie chce wykonywać, twierdząc, że nie umie (jednak gdy każę mu przepisać z tablicy, też upiera się, że nie umie) - dotyczy to również ćwiczeń, w których należy podpisać obrazki słowami z ramki, w dodatku słowami, które są takie same lub bardzo podobne w języku polskim. Na zajęcia wyrównawcze nie chodzi. Nie działa ani prośba, ani prośba. Nie działają systemy motywacyjne nagradzające każdy wysiłek na lekcji. Nie działają rozmowy - przebieg jest taki sam, ja mówię i jedyną odpowiedzią jaką uzyskuję jest pytanie "Mogę już iść?" Rodziców parokrotnie wzywałam do szkoły, kontaktuję się telefonicznie, wpisuję uwagi, ale skutku żadnego to nie przynosi. Na semestr uczeń otrzymał ocenę niedostateczną, nie zrobił nic, by się poprawić. Na sprawdziany przychodzi nieprzygotowany i wyrzuca mi, że to niesprawiedliwe, że ma pisać, bo on nie wiedział, że ma być sprawdzian (kartka, na której zapisał datę sprawdzianu mu zginęła, bo przeciez zeszytu nie prowadzi.. dzienniczka też często nie ma). Ustalamy termin poprawy, zazwyczaj poświęcam czas, żeby przygotować mu materiały. Ostatnio nawet złapałam się tego, że obiecałam, iż na poprawie napisze dokładnie taką samą kartkówkę, dałam mu poprzednią kartkówkę z poprawionymi błędami i obszernym wyjaśnieniem, jednak nawet na to nie spojrzał, na poprawę przyszedł nieprzygotowany i kłócił się, że nie będzie jej tego dnia pisał i że mam mu przełożyć na inny termin. Na chwilę obecną ma już ogromne zaległości i lekcje zapewne wyjątkowo go nudzą, gdyż nie jest w stanie śledzić ich toku, a to zapewne jeszcze bardziej demotywuje.
Zdaję sobie sprawę z tego, że moja wypowiedź jest bardzo długa, jednak chciałam jak najlepiej naświetlić sytuację, bo naprawdę dużo pracy i starań wkładam w to, żeby cokolwiek "ruszyło" a skutku zupełnie to nie odnosi. Już praktycznie kwiecień, koniec roku tak naprawdę za pasem, jak czegoś nie wymyślę to skończy się to wszystko oceną niedostateczną na koniec roku a chciałabym tego uniknąć. Tylko mam wrażenie, że jedynie mi na tym zależy a uczeń jest przekonany, że może tak sobie nic nie robić.