Czyli nie odmówiono mu prawa do udowodnienia, że zasługuje na ocenę wyższą.
W drodze egzaminu poprawkowego poprawia się słusznie przyznaną ocenę niedostateczną - nadrabiając do dnia jego zdawania umiejętności, których się nie posiadało. W drodze egzaminu, o który zaś się toczy cały spór, uczeń udowadnia zaś, że już w tym momencie umie na ocenę wyższą niż ta wystawiona przez nauczyciela, a ocena wpisana w dokumentach jest po prostu krzywdząca.
Różnice pomiędzy tymi dwoma egzaminami są kolosalne - zwłaszcza, jeżeli chodzi o terminy (a czas to pieniądz, nieraz bardzo duży) i niektóre kwestie - nazwijmy to - proceduralne (egzamin poprawkowy z przedmiotu, z którego uczeń nie zdał z winy niedopełniania procedury przez nauczyciela zamyka drogę do zdawania go z innego przedmiotu, z którego uczeń mógł się faktycznie nie przyłożyć i nie zdać z winy naprawdę leżącej po jego stronie)
Nie można pomiędzy tymi egzaminami stawiać znaku równości.
Uderz w stół a nożyce się odezwą
a skąd wniosek, że zwracam się do Ciebie?
Ponieważ nie wypowiada się tutaj nikt inny, kto miałby zdanie odmienne od Twojego?
Z kolei właściwa tutejszym nauczycielom praktyka obrzucania mnie (i nie tylko mnie) obelżywościami wyraźnie te przypuszczenia potwierdza.
BTW - po raz kolejny proszę moderatora o usunięcie z tego wątku wiadomości nie odnoszących się do tematu.
Szanuj ucznia swego, możesz nie mieć żadnego...