Cytryn pisze:Po pierwsze- t r u d n o jest zmienić pracę. Pracy n i e ma. No, chyba że pójdziesz na kasę do marketu, bo tylko tam jeszcze są wolne miejsca. Tyle, że zarobisz jeszcze mniej, więc mało kto się na to decyduje. Choć znam takich, którzy woleli kasę w markecie od szkoły.
Jak widzisz są gorsze miejsca pracy niż szkoła
Ci, którzy wolą inna pracę od zatrudnienia w szkole przede wszystkim się w nauczycielskiej profesji nie sprawdzają, bo tego nie lubią lub nie potrafią tego zawodu wykonywać.
Zupełnie naturalna sytuacja, nie każdy może/musi byc lekarzem, dekarzem itd.
Ja tego zawodu z własnej woli nie zmienię
Cytryn pisze:Po drugie- wielu nauczycieli l u b i nauczać. Mało kto natomiast lubi biurokrację szkolną, przegadane rady, durne wymagania i jeszcze durniejsze szkolenia- a czasem mam wrażenie, że jest tego zdecydowanie więcej niż nauczanie.
Mało kto może powiedzieć, że gross czasu swojej pracy poświęca na biurokrację. Każdy większość tego czasu poświęca na zajęcia dydaktyczne i przygotowanie ich.
Problem leży w tym, na ile wielkim problemem są te papierki, jak wielkie emocje się z nimi wiążą.
Dla mnie są mało znaczącą drobnostką...choć nieco czasem irytującą. nie zaprzątam sobie nimi głowy.
Poza tym problem zależy od dyrekcji. Nie sądzę, by dominował w Polsce model "papierolubnego" tyrana. Ci, którzy mieli pecha i na takiego trafili wyobrażają sobie, i co gorsza, próbują do takiego przeświadczenia przekonać innych, że tak jest w całej Polsce.
Gdy ktoś próbuje ich przekonać, że może być inaczej, również w ich szkole na ogół reagują słowami "tak jest, tego nie da się zmienić, łatwo powiedzieć, teoria swoje, praktyka coś tam".
Bez optymistycznego nastawienia nie zmienisz nic.
Cytryn pisze:Trudność polega choćby na tym:
Złe wyniki egzaminu mogą być spowodowane kilkoma czynnikami, nauczyciel może być po części winny. Nie każdy dyrektor obwinia jedynie nauczyciela.
Rozrabianie uczniów? Jak wyżej. Poza tym są nauczyciele, którzy potrafią nad gawiedzią zapanować, są i tacy, którzy sobie nie radzą.
Co do gimnazjalistki-nożowniczki, to z tego co wyczytałem, to sprawa jest badana w kierunku winy nauczycielek, ponieważ monitoring pokazał, że w czasie ataku przechodziły obok i nie zareagowały.
Póki co nie ma wyroku, więc argument bez sensu.
Co wypisują brukowce? Toż to szmatławce, czytasz je?
Szkolenia? Wiele z nich jest bez sensu. Organizowane po to, by dać firmie szkoleniowej zarobić.
Dawno temu powiedziałem, że nie mam zamiaru czasu marnował na idiotyzmy i od 10 lat mam spokój.
Może nie macie odwagi w swojej szkole się przeciwstawić?
Jeśli tak jest, że boicie się o swoja pracę, to pozostaje Wam te sytuacje zaakceptować, przyjąć do wiadomości, że tak musi być i zabierać I-pody i krzyżówki na takie posiadówki.
Cytryn pisze:Generalnie- wiele rzeczy dzieje się w szkole BEZ SENSU i ten bezsens męczy mnie najbardziej.
Masz rację, tylko...że znakomitą większość Twojego czasu zabierają TWOJE zajęcia, prowadzone przez CIEBIE i one powinny decydować o Twoim stosunku do Twojej pracy...czy Twoja praca jest tak mało znacząca, czy tak bez sensu, że CAŁĄ swoja prace za bezsensowna uważasz?
Cytryn pisze:Kiedy wymaga się wyższego wykształcenia, ciągłego doskonalenia się i wymyśla
stopnie awansu" to wypadałoby takiej osobie dać pensję odpowiednią do wymagań.
Stopnie awansu, mniej lub bardziej formalne, są przecież obecne w każdej pracy...
Po drugie nie masz obowiązku "mianowania się", czy dyplomowania.
Cytryn pisze:Mój ojciec na stanowisku kierowniczym i wyższym wykształceniem w podrzędnej firmie w średnim mieście zarabia na rękę ponad 4000 zł.
PO pierwsze zdobył stosowne wykształcenie, doświadczenie i chyba musiał zdobyć się na pewien wysiłek, by stołka sie dochrapać...czy też dano mu stanowisko od ręki?
Mój znajomy ma jeszcze lepiej, założył własna firmę i wyciąga z 10 tysiaków
Kto Ci bronił pójść na studia ekonomiczne na ten przykład?
Poza tym, oni wszyscy, zarabiający o ten tysiąc-dwa więcej od Ciebie poświęcają więcej czasu na pracę w danym miejscu. Nie mają możliwości pracy w innym miejscu, a Ty ją masz, możesz wyciągnąć i ponad 5 tysięcy.
Tylko nie pisz, że etat w szkole zajmuje Ci tyle czasu, że ledwie możesz znaleźć chwilę na sen.
Cytryn pisze:Wskaż mi osoby z wyższym wykształceniem , które w tym kraju zarabiają na rękę mniej niż 2000 zł. Bo moja fryzjerka nawet lepiej ode mnie miesięcznie wyciąga

Jeśli brać pod uwagę pracę zgodną z wykształceniem, to jestem zdania oczywiście, że ludzie wykształceni powinni zarabiać znacznie więcej.
Ale skoro tak nie jest, to należy albo pracę zmienić lub zaakceptować tą sytuację i szukać dodatkowego zatrudnienia, skoro taka kasa nie wystarcza.
Należy walczyć też o lepsze uposażenie, ale zdołowany, jęczący żołnierz bitwy nie wygra.
Cytryn pisze:A szmacą, szmacą. Zawsze jesteśmy winni tragediom szkolnym, odpowiadamy za słabe wyniki i mamy "problem" ze zdolnym uczniem( ostatni artykuł z onetu).
Wiesz co w Superekspresie wypisują?
Cytryn pisze:Żartujesz? SZACUNEK w szkole? A kogo teraz młodzież szanuje? Na przerwie, w klasie, na co dzień...ani dzień dobry, ani do widzenia, jak o coś prosisz, to cię "nie słyszy", jak krzykniesz, potrafi tak odpysknąć, że aż ci w pięty idzie, o wszystko się wykłócają, mają pretensje- takie roszczeniowe postawy...daj spokój. Ta dobrze wychowana garstkę, która potrafi okazać szacunek-jak jedna jaskółka- wiosny nie czyni.
Od kilkunastu lat pracuję z młodzieżą z różnych środowisk...moje odczucie jest diametralnie inne...chamstwo zdarza się, ale dominują normalni młodzi ludzie, fajni, mili, wychowani lepiej lub gorzej, czasem zdolni do "głupich zachowań", ale nie źli z natury.
Albo przesadzasz albo pracujesz w takim "Bronxie".
Ty taka "jaskółkę" podrzucasz.
Wierzysz, że większość (czytaj: np. 70%) polskiej młodzieży to chamy, bandyci i idioci?
Cytryn pisze:Dyrekcja nie szanuje mnie ani nie docenia, bo ona jest od tego , żeby ją doceniać

Koleżanki/koledzy mają to w nosie. Każdy tylko patrzy, jak swój tyłek dobrze usadzić. Wdzięczności od uczniów doświadczam baaaardzo rzadko i wyjątkowo. Większość jest święcie przekonana, że jeśli coś dla nich robię, to taka moja psia powinność , a ich przywilej korzystać z tego. Nawet jak chodzą po klasach z SU i zbierają na kwiaty po 50 gr dla nauczycieli, to uczniowie nie chcą dawać- żenada. I jeszcze kłócą się przy nauczycielu, że niby dlaczego mają się składać. Wdzięczność...rodzice? Oni mają tylko pretensje. Krytykują, psioczą, dzieciaki czasem powtarzają, co się w domu mówi, szczere są. Włosy dęba mi od tego stają. Na jakim ty świecie żyjesz, Vuem, że tak dobrze masz?!
Może raczej sobie takie pytanie powinnaś zadać? Może jednak twoje środowisko szkolne jest wypaczone, a norma jest coś innego?
Pracowałem w różnych miejscach, różnych środowiskach, kilku miejscowościach, na ogół równolegle, więc bezpośrednie porównanie miałem.
Nigdy z sytuacją, jaką ja opisujesz, nie miałem do czynienia.
jestem przekonany, że gdyby zapytać 100 osób, to znakomita większość, by raczej skłoniła sie ku mojej opcji.
Zmień szkołę, bo ta Cię niebawem dobije...albo chociaż podejmij prace w innym miejscu równolegle.
Cytryn pisze:Konsultowane? To nie wiem, z kim. Bo nie ze mną. Ani z moimi kolegami z pracy. Ktoś chciał tych karcianych? I kolejnej zmiany podstawy programowej? A może ktoś się nas pytał o te mundurki? Albo o to, czy projekt w gimnazjach ma sens? Nie przypominam sobie, aby ktoś mnie pytał o zdanie w sprawie sprawdzianu w kl. VI. Ani tego, czy jest sens tworzyć w ogóle gimnazjum. Z kim bym nie gadała, boi się reform i widzi bezsens większości z nich. To gdzie ta konsultacja?
No nie konsultuje się, toż właśnie o tym pisałem. Nie tylko w szkole takich konsultacji brak.
Ktoś "na górze" chce byc reformatorem, to nowinki wprowadza...jedne lepsze, inne gorsze.
czasem pomysł dobry, a wykonanie złe.
Z drugiej strony, jaką reakcje rzeszy nauczycieli sobie wyobrażasz, gdyby zapytać ich: "Czy sądzicie, że dobrym pomysłem jest wprowadzenie godzin karcianych" lub "W jaki sposób wyobrażacie sobie poświęcenie dodatkowych 2 godzin swoim uczniom"?
Cytryn pisze:A ciągłe zwiększenie "sprawozdawczości szkolnej", biurokracji to niby co? Kiedyś nauczyciel nie musiał pisać ze wszystkiego sprawozdań, analizować ciągle głupich ankiet czy niekończących się "próbnych testów"!
Pamiętam, że wraz z reformą szkolnictwa przychodziły różne formy sprawozdawcze, ale od ok. 10 lat mam z tym spokój. Są szkoły, gdzie takie listy z ministerstwa, jak ostatnio o rozkładach, nie musiały być drukowane.
Pewna ilość papierów trzeba akceptować, bo nie ma wyjścia. Natomiast szkoły, gdzie biurokracja jest rozbudowana do ogromnych rozmiarów nie stanowią większości.
Jeśli u Ciebie jest problem naucz się to załatwiać "na odwal się". Kopiuj, rób byle co, dla takich papierolubów nie jakość, a ilość się liczy.
Cytryn pisze:A skoro większość jest niezadowolona, to może przyczyna nie leży po stronie "utyskujących nauczycieli",ale jest coś na rzeczy?
Jest kilka "rzeczy na rzeczy".
Ja nie twierdzę, że należy posłusznie akceptować wszystko, co nam podsuwają, wszak sam Ci sugeruję, by wreszcie się postawić tej durnej dyrekcji. Sam to kiedyś zrobiłem i żyję, mam się dobrze.
Ja przeciwstawiam się postawie negowania wszystkiego i wypaczania "całokształtu" z powodu kilku niedogodności.
Natomiast krzewienie optymizmu i uśmiechu na co dzień traktuję jako swoją misje życiową.
Więc Cytrynku, miej to w D_U_P_I_E!!!! Słońce i nad Twoja głowa zaświeci!!!!
