Dodaj publikację
Autor
Teresa Pranga
Data publikacji
2010-03-01
Średnia ocena
3,00
Pobrań
69

Zaloguj się aby ocenić lub skomentować publikację.

Są to moje rozważania wypływające z rozmów z młodzieżą.      Autor: Teresa Pranga.
 Pobierz (docx, 14,1 KB)

Podgląd treści

Teresa Pranga

Nadzieja...

To pojęcie znane nam wszystkim i używane w potocznym języku nader często. Czy jesteśmy świadomi jednak do końca jego znaczenia?

Chcesz kogoś pocieszyć, kto aktualnie ma jakieś kłopoty, przeżywa trudności życiowe i cierpi, to mówisz wtedy: nie trać nadziei, to jeszcze nie koniec świata, zobaczysz będzie dobrze, wszystko się jeszcze odmieni...

To pojęcie jest jak chusteczka, którą ocierasz łzy płaczącemu... teraz jest źle, ale "przyjdzie czas", że będzie lepiej.

Nadzieja towarzyszy każdemu mojemu działaniu. Mam nadzieję, że to, czego się podejmuję ma sens, że osiągnę przez to działanie określony cel. Inaczej nie podjęłabym się jego realizacji. Ale tutaj sama nadzieja nie wystarczy, trzeba ja wzmocnić moją aktywnością, dążeniem do osiągnięcia tego, co uważam za ważne. Trzeba ją wzmocnić dążeniem do osiągnięcia szczęścia, choćby na razie jeszcze tylko cząstkowego i niepełnego, ale które - jak mniemam - w pełni objawi się w czasie... myślę że, wyczuwanym i w głębi duszy wyczekiwanym chyba przez każdego. Ale gotowość do działania, choć w trakcie jego trwania o tym się nie myśli, potrzebuje znowu wsparcia nadziei. Gospodyni, która zaprawia wiśnie w słoikach na zimę, wie, że aby zimą można było rozkoszować się ich smakiem, musi zalać je słodkim syropem. Tak też chyba jest z naszym działaniem, musi być zaprawione syropem nadziei.

Ale ku czemu lub komu ma się kierować moja nadzieja? Dla kogo mam się starać? Dla samego starania, dla siebie, a może dla drugiego człowieka? To prawda - drugi człowiek jest mi potrzebny, abym niejako w jego miłości, jak w zwierciadle, dostrzegła swoją wartość.

Jednak czasami bywa tak, że pomimo wielkiego trudu włożonego przeze mnie w szlifowanie tego drogocennego klejnotu, jakim jest moje życie, nie znajduję człowieka, który dostatecznie doceniłby moje wysiłki. To co..., może mam starać się dla samej nadziei? Jeżeli tak, to musi ona mieć dla mnie jakiś punkt, stan, może miejsce zakotwiczenia, jakiś wewnętrzny sens, który otworzy mi się jak książka do czytania i objawi w całej pełni swoją treść, w momencie spełnienia mojej nadziei. Wtedy może ktoś powie: jej nadzieja została spełniona.

Czy można żyć bez nadziei?

Pewien dziewiętnastolatek popełnił samobójstwo, a w liście pożegnalnym do bliskich napisał: "niczego mi nie brakowało, miałem wszystko, ale straciłem nadzieję..."

Czy rzeczywiście miał wszystko i niczego albo nikogo mu nie zabrakło? A może właśnie zabrakło mu kogoś, kto stanąłby obok niego w chwili utraty nadziei, w momencie największej rozpaczy i ukazał mu choćby jakąś najcieńszą nić nadziei... może wbrew wszelkiej nadziei, jakieś ...