Dodaj publikację
Autor
Małgorzata Pawlak
Data publikacji
2011-05-23
Średnia ocena
0,00
Pobrań
44

Zaloguj się aby ocenić lub skomentować publikację.

Wiele się ostatnio mówi nt. motywacji uczniów. Moje osobiste doświadczenia oraz rozmowy z dziećmi, uczniami liceum, a także dorosłymi skłoniły mnie do zrewidowania poglądów nt. motywowania, które jest rozumiane przede wszystkim jako sposób zmuszenia ucznia do zdobywania dobrych ocen. Artykuł odwołuje się do jednej z pierwotnych potrzeb rodzaju ludzkiego - potrzeby poznawania, odkrywania, uczenia się.
 Pobierz (doc, 32,0 KB)

Podgląd treści


Rola nauczyciela w procesie dydaktycznym

„Można przyprowadzić wielbłąda do wodopoju, ale napić się wody musi on sam”
przysłowie hinduskie

Na wstępie muszę przyznać, że w zasadzie jestem laikiem, jeśli chodzi o wiadomości z zakresu pedagogiki i jej aparat pojęciowy. Niestety, studia uniwersyteckie na kierunkach nauczycielskich w niewielkim tylko stopniu przygotowują do uprawiania zawodu nauczyciela, a już z pewnością niewiele wnoszą, jeśli chodzi o proces uczenia i uczenia się. Jednak obserwując polską szkołę przez kilkanaście lat mogę stwierdzić, że wiele się w niej zmienia i to nie tylko albo może nie przede wszystkim w procesie reform odgórnych, ale ze względu na zmieniające się społeczeństwo, jego świadomość (również tę psychologiczną), modele nauczyciela i ucznia oraz procesu dydaktycznego. Z pewnością na owe zmiany wpływa rosnąca świadomość wpływu jednostki na jej edukację, wybory i ich konsekwencje. To podmiot procesu dydaktycznego podejmuje decyzje dotyczące uczenia się. I to jest temat moich przemyśleń.
Swoje rozważania opieram głownie na prywatnych obserwacjach, myślę jednak, że mają one istotne znaczenie. Rozpocznę od stwierdzenia, że człowiek może się nauczyć wykonywania pewnej czynności tylko sam. I tylko sam poprzez powtarzanie czynności - utrwalić ją.
Kiedy miałam 10 lat, wszyscy moi rówieśnicy od dawna jeździli do szkoły rowerami, a ja wciąż nie potrafiłam utrzymać się na 2 kółkach. Tato biegał za mną z patykiem, mama trzymała za siodełko i...nic. Byłam w stanie przejechać ledwie kilka metrów. Bardzo chciałam się nauczyć. Miałam piękny, nowy rower. Za każdym razem rodzice tłumaczyli mi i pokazywali, jak się jeździ. Uczyli mnie wsiadać i zsiadać.
Któregoś dnia oboje rodzice byli bardzo zajęci. Nie mogli biegać za mną, więc sama wzięłam rower, wsiadłam i ...pojechałam. Wróciłam oczywiście poobijana, ale frajda z jazdy przewyższała wszystko.
To doświadczenie powróciło do mnie, gdy uczyłam się prowadzić auto. Po opanowaniu mniej więcej mechanizmów samochodu i przepisów, uwagi kogoś siedzącego z boku tylko mnie irytowały: ja naprawdę doskonale wiedziałam, kiedy popełniam błędy i naprawdę nie chciałam ich popełniać. Zależało mi na zdaniu egzaminu, ale też na bezpieczeństwie. Negatywna ocena tego, co robię, powodowała stres, w wyniku którego popełniałam więcej błędów. Przychodziły momenty zwątpienia i myśli, ze „ja się do tego nie nadaje”. A przecież jak pisał Arystoteles: „Tych bowiem rzeczy, których trzeba się nauczyć, by je wykonywać, tych uczymy się właśnie przez ich wykonywanie...”
To samo obserwuję w przypadku mojego syna i jego kolegów (11 lat). Większość tych dzieci jest wszechstronnie uzdolniona i może właśnie dlatego szkoła niewiele im daje. Kiedy opowiadają o ...